Codziennie, tylko w USA, 15 mln ludzi budzi się z przeświadczeniem,
że ich wysiłki znowu pójdą na marne. Opiekunowie pacjentów z chorobą
Alzheimera nie mogą liczyć na poprawę ani na słowa podziękowania. Dla
nich powstała książka, która nie podniesie ich na duchu, lecz
przynajmniej opowie światu o ich problemach.
Mąż Meryl Comer odszedł ponad dziesięć lat temu. Mimo wszystko ta
była dziennikarka trwa u jego boku, opiekując się nim dzień i noc,
bezsilnie patrząc, jak ukochany mężczyzna odpływa w niebyt choroby Alzheimera. Dzieje Comer, wyróżnionej kiedyś
nagrodą Emmy za pracę w telewizji, która potem padła ofiarą choroby
degeneracyjnej w stopniu nie mniejszym niż jej mąż, wydają się
niesłychane, a przecież takie historie zdarzają się też innym. To
dlatego powstała książka "Slow Dancing With a Stranger" ("Powolny taniec
z nieznajomym").
W utworze, będącym równocześnie głosem w
kampanii społecznej oraz płomiennym wyznaniem, Comer opisała gehennę,
przez jaką przeszła u boku męża, niegdyś wybitnego badacza z National
Institutes of Health, od chwili zdiagnozowania u niego przed 13 laty
wczesnej postaci alzheimera. Autorka powierza czytelnikowi intymną, a
przy tym odważną opowieść o tym, co oznacza poświęcić karierę dla dobra
ukochanej osoby. Dziennikarka, zamieniona w opiekunkę, dzieli się
uczuciem frustracji spowodowanym przez społeczeństwo nieświadome
rozmiarów, jakie przyjęła epidemia alzheimera i nieprzygotowane na
świadczenie pomocy opiekunom osób chorych. Ta książka
jest historią miłosną bez happy endu, ponieważ finałem dla ludzi takich
jak mąż Comer jest śmierć. "Slow Dancing With a Stranger" można też
zinterpretować jako okrzyk bojowy skierowany do wszystkich opiekunów.
– Czy potraficie sobie wyobrazić, jak to jest
budzić się każdego dnia ze świadomością, że co byście nie robili, nie
możecie pomóc? – zapytała Comer w niedawno udzielnym wywiadzie. Mąż
kobiety korzysta teraz z opieki hospicyjnej w domu. – Chciałam napisać
książkę, która w szczery sposób opowiedziałaby o trudnościach, z jakimi
muszą zmierzyć się bliscy chorego – ciągnęła żona. – Chciałam wstrząsnąć
status quo.
Ponad pięć milionów Amerykanów cierpi na alzheimera
i ta liczba wzrośnie w miarę starzenia się społeczeństwa. Mówimy o
chorobie nieuleczalnej, postępującej, niszczącej stopniowo partie mózgu
odpowiedzialne za pamięć i procesy poznawcze. Po tym jak demencja
odbiera człowiekowi jego istotę – jego tożsamość – na koniec upomina się
także o jego życie.
Comer jednak skupiła się raczej na skutkach choroby dla opiekunów – przeważnie są nimi kobiety
– zwracając uwagę na fakt, że im również alzheimer niszczy życia.
Amerykańskie Alzheimer’s Association podaje, że chorymi w USA zajmuje
się teraz 15,5 mln ludzi, przy czym kobiety przeważają nad mężczyznami w
stosunku 2:1. Kobiety częściej niż mężczyźni (11:5 proc.) całkowicie
rezygnują z pracy zawodowej, by oddać się do wyłącznej dyspozycji
chorych krewnych czy przyjaciół. – Porównałabym to do biernego palenia –
mówi Comer. – Chorują przez to całe rodziny.
W wywiadach i w książce autorka opowiada o
wiążących się z chorobą upokorzeniach i stygmatyzacji, o kłopotliwej
bliskości, z jaką wiąże się opieka nad współmałżonkiem przyjmującym rolę
zależnego dziecka, o przerażeniu, jakie ogarnia opiekuna, gdy chory
atakuje go z lęku bądź zmieszania, gotów brutalnie potraktować
najbliższe mu osoby. Otwarcie mówi o chorobliwej czujności, jakiej
nabrała, martwiąc się o bezpieczeństwo męża, ale także i swoje własne. O
czujności, która z czasem zaczęła powodować u niej symptomy stresu
pourazowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz