sobota, 28 lutego 2015

GAZETA.PL: "Oddać bliską osobę do ośrodka opieki? Polacy coraz bardziej otwarci na takie rozwiązanie"

W domu nie poradzimy sobie z rehabilitacją i procedurami medycznymi... Nie możemy pogodzić pracy zawodowej z opieką... Sam na starość zdecydowałbym się na taki ośrodek, żeby nie być ciężarem... To najważniejsze argumenty zwolenników "domów opieki" dla osób niesamodzielnych. Znieczulica czy konieczność?
Opieka w domu, sprawowana bezpośrednio przez członków rodziny, bądź zatrudnionego opiekuna, wciąż jest uważana przez Polaków za najlepsze rozwiązanie dla przewlekle chorej, bądź niesprawnej z innych przyczyn, bliskiej osoby. Zarazem już 44 proc. przyznaje, że nie wyklucza dla krewnego ośrodka opieki. Zaledwie 5 proc. rodaków badanych w ubiegłym roku przez  ARC Rynek i Opinia* całkowicie odrzuciło możliwość zdania się na ośrodek opieki długoterminowej w przypadku. niesamodzielności bliskiej osoby.
Takie czasy!
Osoby, które są zainteresowane umieszczeniem niesamodzielnego krewnego w ośrodku opieki, najczęściej obawiają się, że w warunkach domowych nie podołają opiece z powodu braku umiejętności. Takie obawy ma aż 62 proc. badanych. 45 proc. wierzy, że profesjonalny ośrodek po prostu zrobi to lepiej, a 40 proc. jest przekonanych, że w obecnych czasach nie ma możliwości pogodzenia obowiązków zawodowych i dotychczasowego trybu życia z opieką nad chorym, niesprawnym bliskim.
„W miarę jak przypadki opieki długoterminowej stają się częstsze, zwiększa się odsetek akceptujących umieszczenie osoby w tego typu instytucji. Wynika to zapewne nie tylko z lepszej niż dawniej oceny samych placówek, ale i z faktu, że rodzina jest coraz bardziej świadoma tego, że nie może zapewnić należytej opieki świadczonej przez coraz dłuższy okres. Na opinię osób do niedawna pracujących za granicą w sprawie umieszczenia niesamodzielnych członków rodziny w placówce wpływa dodatkowo znacznie większa popularność i akceptacja społeczna dla takich rozwiązań w krajach Europy Zachodniej” - komentuje prof. dr hab. Piotr Błędowski ekonomista i gerontolog (specjalista od procesu starzenia w wymiarze społecznym, kulturowym, etc.) ze Szkoły Głównej Handlowej.
Polacy widzą wyraźnie negatywne skutki opieki nad chorym w domu. 94% badanych uważa, że podjęcie się opieki nad bliskim wyraźnie obniża komfort dotychczasowego życia. Ryzyko utraty pracy czy obniżenie statusu społecznego to bolesne następstwa opieki rodzinnej. „Pomoc dla starszych osób niesamodzielnych powinna być równocześnie wsparciem dla opiekunów rodzinnych. Nie chodzi o ich zastąpienie, tylko pomoc w sprawowaniu przez nich swojej funkcji, ale nie kosztem rezygnacji z życia rodzinnego, ambicji zawodowych i partycypacji w życiu społecznym” - dodaje prof. Błędowski.
Obojętni? Egoiści?
„Czas zauważyć, że wybory o pobycie ojca, matki czy dziadków w placówce senioralnej nie są lub nie będą najczęściej podyktowane brakiem miłości w rodzinie, ale są to decyzje mające w swym uzasadnieniu troskę o tę osobę, zapewnienie jej przede wszystkim opieki, bezpieczeństwa oraz towarzystwa, którego dzieci nie mogą zorganizować” - podkreśla Marzena Rudnicka, prezes Krajowego Instytutu Gospodarki Senioralnej. (Termin "gospodarka senioralna" do polskiego języka wszedł niedawno i chociaż nie wydaje się zbyt fortunny - angielski odpowiednik to „silver economy” - określa dyscyplinę "pochylającą się" nad problemami osob starszych. Chodzi nie tylko o rynek towarów i usług kierowanych do osob starszych, ale także ich aktywizację zawodową, ochronę przed ekonomicznym wykluczeniem, etc.)
 Czy możesz w nieskończoność być miłym, wspierającym opiekunem, gdy wykańcza cię zmęczenie, brak pieniędzy, nadziei? Zapewne dlatego przyjazny personel to kwestia kluczowa dla zdecydowanej większości osób zainteresowanych opieką w ośrodku dla bliskich.
Badanie pokazało również, że zmienia się podejście społeczeństwa do osób, które podjęły decyzję o wyborze ośrodka opieki długoterminowej dla swojego bliskiego. Zaledwie 6 proc. respondentów oceniło je negatywnie, jako dbające wyłącznie o własne potrzeby. Spora część - 42 proc. - ocenę uzależnia od sytuacji i towarzyszących jej indywidualnych uwarunkowań.
Cały artykuł:

29,5 mld euro rocznie - takie są koszty chorób mózgu w Polsce

Z powodu wydłużenia życia i starzenia się ludności największym wyzwaniem zdrowotnym naszego kraju są różnego typu choroby mózgu - powiedział 25 lutego, na konferencji w Warszawie przewodniczący Polskiej Radu Mózgu, prof. Grzegorz Opala.
Spotkanie, zorganizowane w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, poświęcone było strategii w zakresie profilaktyki i zwalczania chorób mózgu. Wezwano do jak najszybszego utworzenia "Brain Planu dla Polski", ponieważ choroby mózgu generują największe koszty zdrowotne i społeczne. Przewyższają one nawet wszystkie wydatki, jakie łącznie przeznaczane są na schorzenia układu krążenia, nowotwory i cukrzycę.
Była przewodnicząca Europejskiej Rady Mózgu, prof. Mary Baker z Londynu powiedziała, że według najnowszych dostępnych danych, w 2010 r. w Unii Europejskiej oraz Islandii, Norwegii i Szwajcarii całkowite roczne koszty schorzeń mózgu sięgnęły aż 798 mld euro. Liczbę chorych oceniono na 380 mln Europejczyków.
- W wyliczeniach tych uwzględniono wszystkie koszty, czyli zarówno te związane z leczeniem i opieką nad chorymi, jak i z absencją chorobową oraz rentą - powiedziała prof. Baker. Rozszerzono również definicję chorób mózgu. Wliczono do nich 19 grup schorzeń, zarówno demencje, takie jak choroba Alzheimera, jak również udary mózgu, epilepsję i chorobę Parkinsona oraz migreny, zaburzenia lękowe, uzależnienia, a także zaburzenia osobowości, bezsenność, zaburzenia odżywiania oraz niepełnosprawność intelektualną.
Dla porównania: maksymalne, całkowite koszy związane z chorobami układu krążenia, nowotworami oraz cukrzycą wynoszą łącznie 519 mld euro rocznie (w Unii Europejskiej oraz Islandii, Norwegii i Szwajcarii).
Tadeusz Hawrot z Europejskiej Rada Mózgu podkreślił, że choroby mózgu są ogromnym obciążeniem również dla Polski. Przedstawił wyliczenia wykazujące, że wszystkie związane z nimi koszty sięgają w naszym kraju 29,5 mld euro rocznie. Najczęściej są to migreny, zaburzenia lękowe, bezsenność oraz zaburzenia afektywne (psychiczne). - Te cztery schorzenia generują 35 proc. wszystkich kosztów, czyli ponad 10,2 mld euro rocznie, jakie przypadają u nas na choroby mózgu - podkreślił specjalista.
Polska zajmuje siódme miejsce w UE pod względów wydatków ponoszonych na choroby mózgu. Na pierwszym miejscu są Niemcy, które w 2010 r. przeznaczyły na te schorzenia ponad 150 mld euro rocznie. Kolejne miejsca zajmują Wielka Brytania (ponad 135 mld euro) oraz Francja (ponad 110 mld euro).
Prof. Baker podkreśliła, że w przyszłości będzie coraz więcej schorzeń mózgu z powodu stale wydłużającej się tzw. przeciętnej oczekiwanej długości życia. Przewiduje się, że w Japonii, gdzie kobiety żyją najdłużej, co druga przychodząca obecnie na świat dziewczynka ma szanse dożyć 100 lat.
- Aż dwie trzecie wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek dożyli 65. roku życia, żyje w czasach współczesnych. Nigdy jeszcze w dziejach ludzkości nie było takiej sytuacji - podkreśliła brytyjska specjalistka.
Dodała, że starzejącymi się ludźmi nie ma kto się opiekować. Dotychczas starszymi osobami zajmowali się ich najbliżsi, głównie kobiety, ale dziś coraz mniej jest takich, które mogłyby się tego podjąć.
- W latach 20. minionego stulecia para osiemdziesięciolatków miała w rodzinie 44 kobiety, a 14 z nich nie pracowało poza domem. W 2000 r. para po siedemdziesiątce ma w rodzinie 14 kobiety, spośród których zaledwie 3 nie pracują poza domem. Skutek jest taki, że mniejsza grupa osób musi się zaopiekować większą populacją ludzi starszych - stwierdziła prof. Baker.
Cały tekst:
http://www.rynekzdrowia.pl/Neurologia/Eksperci-choroby-mozgu-najwiekszym-wyzwaniem-zdrowotnym,149335,8.html

niedziela, 22 lutego 2015

"Tego nowotworu nie da się już zatrzymać". Dr Oliver Sacks - wielki neurolog - żegna się z życiem

Dr Sacks w lipcu skończył 81 lat, ale to nie starość go zabija. Dziewięć lat temu zachorował na czerniaka siatkówki. Przeszedł zabieg i choć stracił wzrok w prawym oku, to wydawało się, że raka pokonał. Niestety, kilka tygodni temu dowiedział się, że ma liczne przerzuty do wątroby.
Sacks zasłynął książką "Przebudzenia", na której podstawie powstał głośny film z Robertem De Niro i Robinem Williamsem. Był autorem wielu bestsellerów, m.in. zbioru opowiadań "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem".
Kiedy w lipcu 2013 roku kończył 80 lat, cieszył się: "Osiemdziesiąt! Trudno mi w to uwierzyć, często czuję, jakby życie miało się dopiero rozpocząć. Mój ojciec, który żył 94 lata, mówił, że po 80. urodzinach nadeszły jedne z najprzyjemniejszych lat życia".
Niestety, kolejnych urodzin dr Sacks już nie doczeka, pozostały mu najwyżej tygodnie życia. "Tego rodzaju nowotworu nie da się zatrzymać" - napisał.
"Jeszcze miesiąc temu czułem, że jestem w dobrej kondycji. Ale wyczerpałem swój limit szczęścia - kilka tygodni temu dowiedziałem się, że mam liczne przerzuty do wątroby.
Nie, jeszcze nie skończyłem z życiem. Wprost przeciwnie, czuję, że intensywnie żyję. W czasie, który mi pozostaje, chcę pogłębić moje przyjaźnie, pożegnać się z tymi, których kocham, jeszcze więcej pisać i podróżować, jeśli będę miał siły.
Nie mam teraz czasu na nic zbędnego. Muszę się skupić na sobie, mojej pracy i moich znajomych. Już nie będę oglądać nocnych wiadomości TV. Nie będę zwracał uwagi na politykę czy spory w sprawie globalnego ocieplenia. To nie obojętność, wciąż głęboko przejmuję się Bliskim Wschodem, globalnym ociepleniem czy rosnącymi nierównościami, ale to już nie moja sprawa; to należy do przyszłości.
Nie mogę udawać, że nie czuję strachu. Jednak moim dominującym uczuciem jest wdzięczność. Kochałem i byłem kochany. Wiele otrzymałem i sam wiele dałem w zamian. Przede wszystkim byłem czującą istotą, myślącym zwierzęciem na tej pięknej planecie i to samo w sobie było ogromnym przywilejem i przygodą".

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75400,17467028,_Tego_nowotworu_nie_da_sie_juz_zatrzymac___Dr_Oliver.html#ixzz3SVSJnxWP

Cztery odmiany wykonania testu rysowania zegara

Polecam artykuł Stefana Krzymińskiego w przystępny sposób mówiący o tym, jak można wykonać test rysowania zegara. Nie jest to świeża publikacja, ale akurat w tej dziedzinie niewiele się zmieniło...
Artykuł znajdziecie Państwo tutaj:
http://www.ipin.edu.pl/ppn/archiwum/pliki/1995/s01/PPiN_S1-1995-04.pdf

Test przesiewowy w kierunku choroby Alzheimera

Poniżej podajemy link, gdzie można znaleźć test przesiewowy Bay Area Medical Information ułatwiający ustalenie podejrzenia choroby Alzheimera u osoby, którą się opiekujesz.
Test zawiera 11 pytań.
http://www.centrumdobrejterapii.pl/materialy/problemy-z-pamiecia-test-przesiewowy-w-kierunku-choroby-alzheimera/

sobota, 21 lutego 2015

Wywiad w "GW" z autorką polskiej powieści na temat opieki nad osobą chorą na alzheimera

Poczucie obowiązku i poczucie winy w relacjach z najbliższymi, przymus odnoszenia sukcesów, współczesne niewolnictwo w korporacji to tematy, które poruszamy w rozmowie z Wandą Żółcińską. Jej debiutancką powieść "Najdroższa" o opiece nad chorą na alzheimera matką poleca sama Magdalena Tulli. My także!
Alzheimer jest chyba jednym z naszych największych współczesnych lęków. Czego się boimy? Utraty kontroli?
- Każdy ma własny katalog lęków. Ja najbardziej boję się utraty wspomnień, które pieczołowicie gromadzę. Mam filmową pamięć, która zresztą bardzo przydaje się przy pisaniu, i nie chciałabym tego stracić. Jednak statystyki, niestety, nie napawają optymizmem.
Aspekt utraty własnej tożsamości jest chyba najstraszniejszy.
- Zapominamy o wszystkich doświadczeniach, przeżyciach, które nas tworzyły. Wszystko, z czym obcowaliśmy, znika na wyrywki z naszej głowy, nawet język, którym się posługujemy, zasób słów drastycznie się ogranicza. Jest moment, w którym człowiek nie jest w stanie dokończyć rozpoczętego zdania, odczytać godziny na zegarze. Nie bez przyczyny boimy się tej choroby.
Zetknęłaś się z nią bezpośrednio?
- Tak, dlatego tak dobrze ją znam. Nie chcę brzmieć jak hipochondryczka, ale mam nadzieję, że nie zetknę się w nią w sposób jeszcze bardziej bezpośredni. A jeśli, to przynajmniej zostanie mi ta książka. I może następne.
Centralnym tematem "Najdroższej" jest relacja między bohaterką a jej chorą matką. Bardzo skomplikowana i trudna. Czy to forma twojej osobistej terapii?
- Poczucie obowiązku i poczucie winy w relacjach z najbliższymi jest tematem, któremu od dawna bardzo uważnie się przyglądam. Na pewno też towarzyszy mi w życiu, ale w tej powieści nie miałam potrzeby pisania o sobie. Zrobiłam staranny research, mam też doświadczenie w opiece nad osobą chorą, ale to, co napisałam, to fikcja literacka.
Twoją książkę odbieram jednak jako wyraz pewnego pokoleniowego doświadczenia - wszyscy mierzymy się z tym, że nasi rodzice w pewnym momencie będą wymagali naszej pomocy, opieki. A my chyba nie najlepiej sobie z tym radzimy - nie chcemy być rodzicami naszych rodziców.
- Tak, to jest pokoleniowe doświadczenie. Jeśli mamy tu generalizować, czego zawsze się obawiam, to nasze pokolenie ma problem z osiągnięciem dojrzałości psychicznej w niektórych obszarach - wprawdzie jesteśmy świetnymi rodzicami, ale jednocześnie sami nie chcemy dorosnąć. Ciężko nam wejść w rolę opiekuna naszych starzejących się rodziców. W przypadku mojej bohaterki sprawę dodatkowo pogarsza fakt, że matka traci pamięć, traci swoją osobowość, tożsamość. Ale to jest zawsze trudny moment, gdy trzeba wziąć za rodzica odpowiedzialność, zacząć za niego podejmować decyzje. Zostawić gdzieś na boku własne życie, mając świadomość, że ten rodzic zawsze robił wszystko, żebyśmy to my byli szczęśliwi.
Z jednej strony poczucie obowiązku, z drugiej -- świadomość oczekiwań, jakie ma wobec nas społeczeństwo.
- Tak, oczekiwań, że zrobimy wszystko: i dla naszych dzieci, i dla naszych rodziców, i jeszcze odniesiemy zawodowy sukces, a na koniec spłacimy 30-letni kredyt. Nie zawsze łatwo się do tego przyznać, ale uciekamy przed tą odpowiedzialnością. Chcemy żyć własnym życiem, co brzmi bardzo banalnie, albo po prostu mieć święty spokój. Moja bohaterka próbuje się właśnie przed tym bronić, jednak nie odwraca się całkowicie od matki i jakoś tam wypełnia obowiązki, choć nie własnymi rękami, tylko wynajmując opiekunki.
I wini się za to.
- Muszę ją trochę usprawiedliwić: to też nie jest tak, że ona może wszystko rzucić i tylko zajmować się matką, bo musi zarabiać, funkcjonować w pracy i myśleć o przyszłości.
Ale ona zarabia po to, żeby móc się matką nie zajmować i choć nienawidzi swojej pracy, to traktuje ją jako ucieczkę od obowiązków wobec matki.
- O ile moja bohaterka nie ma jakichś dodatkowych źródeł dochodu - a nic mi o tym nie wiadomo - to jednak nie ma wyboru, nie da się funkcjonować na współczesnym rynku pracy, poświęcając jej, powiedzmy, dziesięć godzin tygodniowo. Korporacja daje wybór na zasadzie: wszystko albo nic - wymaga pełnej dyspozycyjności. Poza tym odeszliśmy już daleko od modelu wielopokoleniowej rodziny żyjącej razem w wielkim domu, gdzie było zawsze przewidziane miejsce dla osób starych i niedołężnych. Teraz średni czas życia wydłuża się i status starszych osób będzie się zmieniał. Na pewno ktoś będzie próbował na nich zarabiać. A raczej na nas - na naszym poczuciu obowiązku. Będą luksusowe ośrodki, na które będzie można scedować opiekę. My będziemy musieli "tylko" na to zarobić.
I nie mamy co marzyć o emeryturze. Będziemy pracować do śmierci - najpierw na dzieci, potem na rodziców. Masakra.
- Tak, nasi rodzice to chyba ostatnie pokolenie, które planowało, że coś będzie robić na emeryturze: realizować pasje, odpoczywać, czytać, zwiedzać. My sobie już niczego takiego nie obiecujemy.
Przyszłości nie da się zaplanować. Opisujesz chorobę, która niszczy - także plany.
- Choroba niszczy nie tylko osobę chorą i jej starannie zaplanowaną przyszłość, ale także otoczenie razem z jego planami. Mojej bohaterce zaczyna się wydawać, że sama traci pamięć, udziela jej się zagubienie i niepewność matki.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało cynicznie, ale mam wrażenie, że choroby neurodegradacyjne są teraz modniejsze jako temat. Rak już się nam znudził?
- Pewnie trzeba by sprawdzić, co porabiają koncerny farmaceutyczne, co chcą sprzedawać, bo być może to one sterują w jakimś stopniu tymi "modami". Alzheimer, choroba Parkinsona są teraz zdecydowanie mocniejszymi tematami niż rak, który jakoś nam spowszedniał.
Może to dobrze, bo to znaczy, że mniej się go boimy, wiemy, jak go leczyć, wiemy, że można wyzdrowieć.
- Uczymy się mieć nadzieję na wyjście z choroby nowotworowej i to na pewno bardzo pozytywne zjawisko.
Przeczytałam twoją książkę, potem obejrzałam film z Julianne Moore o kobiecie, która choruje na alzheimera. Ty pokazujesz tę chorobę widzianą z boku, tam jest perspektywa osoby chorej - naprawdę przygnębiająca.
- Alzheimer to wyjątkowo okrutna choroba. To jak operacja bez znieczulenia, bo osoba chora przez długi czas doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że traci pamięć. To straszne uczucie: wiedzieć, że tracisz kontrolę nad sobą, swoim mózgiem, że nie możesz sobie zaufać. Świat nagle staje się wrogim miejscem, a wychodząc z domu, wiesz, że możesz już nie trafić do niego z powrotem. Introspekcja, która jest ulubionym zajęciem wielu osób, może stać się najbardziej przerażającym doświadczeniem. Traci się wszystkie zdolności intelektualne, z których jesteśmy tak dumni. Zostaje sama fizyczność, i to już w takim kiepskim wydaniu, niesprawnym. W książce zresztą złagodziłam trochę objawy tej choroby.
"Najdroższa" to twój debiut powieściowy, polecany przez Magdalenę Tulli. Jak się zdobywa takie rekomendacje?
- To zasługa mojego wydawcy, redaktor prowadzącej, która namówiła panią Magdalenę na przeczytanie mojej książki. Przeczytała, podobała się jej, napisała o niej kilka zdań i jest to rzeczywiście bardzo nobilitujące dla debiutu. Jestem dumna i szczęśliwa, tym bardziej że bardzo wysoko cenię prozę Magdaleny Tulli.
Co sprawiło, że nagle postanowiłaś napisać książkę?
- Mogłabym złośliwie stwierdzić, że teraz niemal wszyscy piszą książki, więc to była tylko kwestia czasu To nie była jakaś specjalnie nagła decyzja i zryw, jakie czasem miewam, powiedzmy, z uprawianiem sportu. Literatura to mój świat od zawsze, wychowywałam się w otoczeniu książek i ludzi nałogowo czytających, ten nałóg mi się udzielił. To była konkurencyjna rzeczywistość. Chciałam sprawdzić, czy potrafię tylko wymądrzać się na temat cudzych utworów, czy też sama jestem w stanie napisać coś, co uznam za w miarę dobre.
I nie miałaś z tym problemu, żeby uznać własne pisanie za "w miarę dobre"?
- Oczywiście, że miałam, dlatego redagowałam tę książkę dłużej, niż pisałam. Odłożyłam ją później na jakiś czas i po powrocie doszłam do wniosku, że jest napisana lepiej, niż się spodziewałam. Dałam ją też do przeczytania kilku osobom, bardzo wybrednym i krytycznym, i od nich też dostałam dobre recenzje. Więc już po dwóch latach trzymania "Najdroższej" w szufladzie postanowiłam wypchnąć ją w świat
Jak pogodziłaś pisanie z życiem zawodowym?
- Pracowałam przez kilkanaście lat jako dziennikarz piszący o biznesie, informatyce i zarządzaniu w dużym amerykańskim wydawnictwie zajmującym się IT. Książkę zaczęłam pisać, jeszcze pełniąc tę funkcję, choć zbiegło się to z moim urlopem macierzyńskim - tzw. urlopem. To była zresztą doskonała odskocznia od domowych, rodzinnych obowiązków. Fakt, że robiłam coś dla siebie, dał mi bardzo dużo psychicznie, choć właściwie to nadal nie wiem, jakim cudem znalazłam na to czas. Dziennikarstwo na pewno nauczyło mnie dyscypliny pisania, skracania, redagowania, dystansu do tekstu.
Piszesz bardzo zdyscyplinowaną, oszczędną, ale też dość nerwową frazą.
- To jest forma świadomie dobrana do osobowości bohaterki. Chciałam, żeby moja powieść bardzo mocno poruszała emocje czytelnika, nie pozostawiała go obojętnym, żeby wciągała i przenosiła w świat mojej bohaterki. Specyficzny rytm tej pierwszoosobowej narracji jest jednym ze środków, które pozwoliły mi osiągnąć zamierzony cel.
Bardzo starannie dobierasz słowa - niektóre w książce pojawiają się zastanawiająco często, innych nie ma wcale. Słowo "mama" pojawia się raz.
- Tak, zwracałam baczną uwagę na arytmetykę słów. Jest tam więcej "muszę" niż "chcę", bo moja bohaterka, której imię pada dopiero na ostatniej stronie, żyje w gorsecie przymusu. Słowo "kocham" też pojawia się raz, i to w kontekście dość ironicznym, choć wciąż jest mowa o emocjach i uczuciach.
Na ile przeżycia bohaterki są twoimi?
- Albo - robiąc ukłon w stronę Flauberta - czy bohaterka to ja? Nie utożsamiam się z nią, ale potrafię sobie wyobrazić, że jestem taką osobą, tak bardzo skoncentrowaną na sobie i neurotyczną. Oczywiście każda z postaci w książce ma coś ze mnie, mniej lub bardziej świadomie rozdałam temu towarzystwu moje cechy, spostrzeżenia, doświadczenia. To jedna z większych przyjemności w tworzeniu powieści - kreowanie postaci i zabawa z nakładaniem na nie własnych filtrów, przeinaczaniem świata.
Piszesz o rzeczy, która nie jest banalna - zmierzenie się z chorobą bliskiego człowieka to doświadczenie trudne, ważne.
- To jedno z doświadczeń granicznych w naszym życiu. Analizowałam związek emocjonalny między matką i córką, wpływ choroby na ich relacje: na ile ta matka jeszcze kocha córkę, na ile to sobie uświadamia. Może nie do końca wie, kim jest ta młoda kobieta, ale rozpoznaje w niej bardzo bliską, bardzo ważną osobę.
Relacje matek i córek są wielkim tematem, ale w literaturze długo nieobecnym, dopiero teraz odrabiamy te najbardziej bolesne lekcje, w prozie Elfriede Jelinek chociażby.
- Czytałam Jelinek, pisząc tę książkę. Byłam akurat w szpitalu dziecięcym z moim synem - tam powstały szpitalne sceny - i czytałam "Pianistkę". Jelinek świetnie analizuje tę mocno patologiczną więź. W mojej książce ta relacja, wprawdzie zaburzona przez chorobę, jest jednak zdrowsza, normalna, choć pod względem czysto fabularnym bardzo bliska: to związek samotnej matki i córki jedynaczki.
Miałam wrażenie, że twoja bohaterka jednak ociera się o chorobę psychiczną, że ją ta choroba matki wykańcza.
- Nikt nie powiedział, że musimy sobie poradzić z chorobą kogoś bliskiego. Można się pogubić, rozpaść. Ale bardzo trudno jest przyznać się do tego, że coś nam się nie udaje. Z jednej strony wszyscy łykają antydepresanty, ale z drugiej - jak zapytasz - wszystko jest świetnie.
Cały wywiad: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138589,17461505,__Ciezko_nam_wejsc_w_role_opiekuna_naszych_starzejacych.html


Prośba o podpisanie deklaracji Alzheimer Europe

Epidemia choroby Alzheimera wymaga globalnej strategii przeciwdziałania tej chorobie. Organizacja Alzheimer Europe prosi o podpisywanie deklaracji w tej sprawie.
Please sign and share http://www.alzheimer-europe.org/petition/sign/17969/in

Więcej: http://www.active.waw.pl/uncategorized-pl/prosba-o-podpisywanie-deklaracji-z-glasgow-alzheimer-europe/

ZOSTAŃ LIDEREM – wesprzyj opiekunów i rodziny chorych na chorobę Alzheimera!

Działasz na rzecz osób starszych w swoim środowisku? Zależy Ci na wspieraniu rodzin i opiekunów osób chorych na chorobę Alzheimera i inne zespoły otępienne? Chcesz działać kompetentnie i skutecznie na ich rzecz, ale czujesz, że brakuje Ci wiedzy i doświadczenia? Dołącz koniecznie do projektu PRZYSTANEK ALZHEIMER!
Od marca 2015 r. Stowarzyszenie „mali bracia Ubogich” rozpoczyna projekt, którego celem głównym i długofalowym jest przygotowanie jego uczestników do stworzenia w swoich dzielnicach grupy samopomocowej i punktu konsultacyjno-informacyjnego dla osób i rodzin osób chorych na chorobę Alzheimera i inne zespoły otępienne. Dzięki czynnemu udziałowi w serii kilkunastu specjalistycznych szkoleń zaplanowanych od marca do listopada 2015 r., uczestnicy znacznie zwiększą swoją wiedzę i świadomość w zakresie wspierania grupy docelowej.
Wszystkie szczegóły: 

sobota, 7 lutego 2015

Ile snu naprawdę potrzebujemy?

Czy 6 godz. wystarczy? Czy 9 godz. to już przesada? Odpowiedzi udzieliła amerykańska organizacja troszcząca się o to, byśmy nie zaniedbywali nocnego odpoczynku.
Niedobór snu może prowadzić do otyłości, zaburzeń mowy i wzroku, powodować bóle głowy i obniżać odporność naszego organizmu. Ale co to znaczy – odpowiednia ilość snu?
Z odpowiedzią na to pytanie przyszli naukowcy z National Sleep Foundation (Narodowej Fundacji Snu). Czyli waszyngtońskiej organizacji non-profit skupiającej specjalistów z tej dziedziny, na której czele stoi Charles A. Czeisler, profesor medycyny snu z Uniwersytetu Harvarda.
W połowie stycznia fundacja opublikowała precyzyjne dane dotyczące owej „odpowiedniej” długości snu w dziewięciu kategoriach wiekowych. Po przeanalizowaniu ponad 300 dostępnych badań opracowała następujące dobowe zalecenia:
– Noworodki (0–3 miesięcy): 14–17 godz.
Niemowlęta (4–11 miesięcy): 12–15 godz.
Maluchy (1–2 lat): 11-14 godz.
Przedszkolaki (3–5 lat): 10–13 godz.
Okres szkolny (6–13 lat): 9–11 godz.
Nastolatki (14–17 lat): 8–10 godz.
Młodzież dorosła (18–25 lat): 7–9 godz.
Dorośli (26–64): 7–9 godz.
– Osoby starsze (65 lat i więcej): 7–8 godz.