Czy pamięć z przeszłości może upośledzać bieżące procesy zapamiętywania?
Nie tylko w języku potocznym można mówić o zachowaniu „dobrej” lub
„złej pamięci”.
Są rożne rodzaje pamięci. Jedną z nich jest pamięć
wykorzystywana aktualnie, na bieżąco, przez nasz umysł, bez której nie
możemy prawidłowo funkcjonować. Utrata tej pamięci jest stanem
patologicznym organizmu i jest charakterystyczna dla choroby Alzheimera.
Innym rodzajem pamięci jest „pamięć” molekularna, polegająca na
nieustannie przebiegającym w naszym organizmie procesie znakowania
białek i kwasów nukleinowych biochemicznymi znacznikami, których
obecność jest zależna od stanu naszego metabolizmu i zdeterminowana
przez wpływ różnorakich bodźców, działających na organizm na każdym
etapie rozwoju. Znaczniki te wpływają między innymi na efektywność
odczytywania genów, czyli na ilość określonych białek syntetyzowanych w
jednostce czasu a także mogą zmieniać aktywność enzymatyczną tych
białek lub ich inne funkcje komórkowe. Od tych wszystkich parametrów
zależy zdolność naszych komórek do dynamicznego dostosowywania się do
ciągle zmieniającego się środowiska, co stanowi podstawę do zachowania
zdrowia.
„Pamięć” molekularna ma różne okresy trwałości – od mikrosekund do
czasookresu rozciągającego się prawdopodobnie na kilka generacji
ludzkich istnień. Upraszczając problem, można powiedzieć, że nasze
komórki częściowo „pamiętają” np. jak odżywiali się nasi rodzice, a
nawet dziadkowie, zwłaszcza w okresie prenatalnym. Ta „pamięć”
molekularna o złym odżywianiu, której fragmentem jest tak zwany profil
epigenetyczny, może wpływać na rozregulowanie równowagi organizmu
koniecznej dla zachowania zdrowia. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa
postawić hipotezę, że szerzenie się chorób cywilizacyjnych, w tym
choroby Alzheimera, może wiązać się z radykalnymi zmianami stylu życia, w
tym diety, jakim uległo pokolenie naszych dziadków i rodziców oraz
wpływem dwóch wojen światowych. Zmiany te, to znaczne ograniczenie
aktywności fizycznej, spożywanie przemysłowo wytwarzanej żywności,
zastępowanie komunikacji społecznej komunikacją elektroniczną,
zastępowanie aktywnych interakcji międzyludzkich biernym odbiorem
atakujących zewsząd informacji. Z kolei wojny skutkowały okresami
niedożywienia i narażeniem ówczesnej populacji na ogromny stres.
Wszystkie te zjawiska mogły lub mogą wpływać negatywnie na pamięć
molekularną, a ta może oddziaływać na zdrowie obecnych pokoleń, a także
– poprzez komórki układu rozrodczego – na podatność przyszłych pokoleń
na choroby. Aby zatem przeciwdziałać chorobom cywilizacyjnym, konieczne
jest odwrócenie tej tendencji poprzez zastosowanie strategii PAMAT,
przez całe życie, do późnej starości. Strategia ta to nic innego jak
zapewnienie trzech rodzajów aktywności: fizycznej, intelektualnej i
społecznej oraz odpowiedniej diety. Wszystkie te czynniki mogą odwrócić
negatywne zapisy zakodowane w pamięci molekularnej i przywrócić właściwą
równowagę organizmu. W podsumowaniu można stwierdzić, że to co
zapamiętają nasze komórki z historii działających na organizmy nasze i
naszych przodków negatywnych bodźców (np. złej diety, braku aktywności
fizycznej i intelektualnej, zakłócenia interakcji międzyludzkich) może
wpływać na naszą intelektualną wydolność pamięciową. Ujawnia się to
zazwyczaj w wieku podeszłym. Otwarte pozostaje pytanie jak intensywne
musiałoby być oddziaływanie negatywnych bodźców z przeszłości, by mogło
zakotwiczyć sie w pamięci molekularnej i istotnie zaważyć na stanie
zdrowia późniejszych pokoleń i jakie jest w tym względzie zróżnicowanie
ludzi (podatność indywidualna na bodźce). Bezpośrednio łączy się to z
innym pytaniem: z jaką siłą musielibyśmy oddziaływać na jednostkę w
ramach strategii PAMAT, by wyprzeć z pamięci molekularnej „obciążające”
zapisy.
Dariusz Stępkowski
Więcej informacji o problematyce choroby Alzheimera znajdziecie Państwo na blogu "Pogodni Seniorzy": http://www.active.waw.pl/pl/
środa, 27 sierpnia 2014
środa, 20 sierpnia 2014
wywiad z Piotrem Czostkiewiczem, czyli ze mną - polecam
Osoba, która przeprowadzała ze mną wywiad powiedziała, że mówię w nim ważne rzeczy. Też tak uważam. Życzę miłej lektury:
http://www.kobieta50plus.pl/rynek-50-plus/rozmowa-z-piotrem-czostkiewiczem_2,3751.html
http://www.kobieta50plus.pl/rynek-50-plus/rozmowa-z-piotrem-czostkiewiczem_2,3751.html
Przystanek Alzheimer dziś w Radiu Dla Ciebie
Dzisiaj, czyli w środę 20 sierpnia, w ramach audycji "Wieczorne Polaków
rozmowy", będę w imieniu "Przystanku Alzheimer" mówił ważne rzeczy,
Prawdziwe historie. Zapraszam do słuchania Radia Dla Ciebie od godz. 22.
Piotr Czostkiewicz
Piotr Czostkiewicz
Stowarzyszenie "mali bracia Ubogich"
inicjatywa społeczna "Przystanek Alzheimer"
tel. 600600186
email: przystanekalzheimer@gmail.com
blog: przystanekalzheimer.blogspot. com
http://przystanek.malibracia. org.pl/
inicjatywa społeczna "Przystanek Alzheimer"
tel. 600600186
email: przystanekalzheimer@gmail.com
blog: przystanekalzheimer.blogspot.
http://przystanek.malibracia.
niedziela, 10 sierpnia 2014
Matka Krystyna od seniorów. Wywiad z autorką akcji "Pokolenie 1600"
Krystynę poznałem kilka lat temu. Zajmowała się promocją spektakli
teatralnych i produkcji telewizyjnych. Wszędzie było jej pełno.
Współpracowała z wieloma teatrami, instytucjami kulturalnymi i
organizacjami pozarządowymi. Cała Kryśka. W końcu trafiła do fundacji
Senior Economicus. I zajęła się na dobre.... starszymi ludźmi. Dziś
oddaje się sprawom dotyczącym polskich emerytów. Ba, oddała się temu tak
bardzo, że akcja "Pokolenie 1600" jest dziś temat rozmów
międzypokoleniowym.
Tomasz Golonko: Samotność jest…
Krystyna Lewenfisz-Kulesza: Okrutna. W każdym wieku, nie ma znaczenia czy masz lat dwadzieścia czy siedemdziesiąt. To jest bardzo przykre doświadczyć samotności. A tacy są polscy emeryci - samotni. Dlatego kwota 1600 złotych, o której rozmawiamy i od której pochodzi nazwa akcji „Pokolenie 1600” jest tylko punktem wyjścia. Bo okazało się, że oprócz braku pieniędzy, polski senior boryka się z samotnością, zamyka się po przejściu na emeryturę w domu. Do tego dochodzą problemy zdrowotne. Dam Ci prosty przykład: Jak dziecko jest chore, to do jakiego lekarza się z nim idzie?
Do pediatry.
A osoba starsza, gdy choruje, powinna pójść do geriatry. Ale prawie wszystkie oddziały geriatryczne zostały w naszym kraju zlikwidowane. I to jest kolejny temat, który chcę poruszyć.
Od kiedy pracujesz w fundacji i zajmujesz się seniorami?
Od grudnia zeszłego roku.
Ile to jest 1600 złotych?
Mówimy o 1600 brutto, czyli średnia polska krajowa. Bo, od emerytury pobierane są podatki. Więc jest to 1436 złotych „na rękę” i powiem ci, że wyżyć z tego jest bardzo ciężko.
Czyli brakuje. Ile?
Obliczaliśmy to z Rafałem Betlejewskim z radia RDC i myślę, że np. dodatkowy tysiąc złotych byłby dla emeryta zbawienny, ratowałby go.
Przed głodem?
Tak. Niekiedy luksusem staje się samo jedzenie. Kino czy wyjście do teatru w ogóle nie wchodzą w grę. Książki także. I zauważ, że to powoduje kolejne wykluczenie, a przecież już samo pójście na emeryturę w jakiś sposób wyklucza, bo przestaje się chodzić do pracy, być potrzebnym, ważnym. Swoją drogą, to właśnie emerytura powinna być czasem „na kulturę”. To teraz teatr, książka czy kino powinno być normą. Brzmi egzotycznie, ale chyba tylko w naszym kraju.
Jest aż tak źle?
Są emeryci, których nie stać na czynsz. I co się robi z takim niewypłacalnym emerytem? Wywala się go z domu. A ja uważam, że zanim się kogoś pozbawi dachu nad głową, powinno się dać mu szansę. Proszę temu panu czy pani zaoferować pracę. Na przykład pomoc w utrzymaniu porządku w kamienicy czy na osiedlu. Jeżeli się okaże to niemożliwe, to szukać innego rozwiązania. Ale nie wyrzucać ludzi na bruk.
Pozbywanie się problemu?
Trochę tak. W Polsce jest obecnie 9 milionów emerytów. W 2035 będzie nas 12 milionów i nie można zapominać o tak licznej grupie społecznej. Politycy zachowują się właśnie tak, jakby to był problem, niewygodny, który zamiata się pod dywan i udaje, że go nie ma. U nas, w naszym kraju, na ustawy dotyczące emerytów czeka się wiele lat! Mówi się o różnych rozwiązaniach, które od lat funkcjonują na świecie. Są kasy zapomogowo-pożyczkowe. Można uwolnić środki z nieruchomości, ale co z tego, jeśli nie ma ustawy regulującej interesy seniorów.
Obecnie ustawy są na etapie prac… trwa to ponad cztery lata i…końca nie widać. A przecież skoro wiemy, że kwoty emerytur są za niskie, to wszystkim nam powinno zależeć, aby były systemowe rozwiązania pozwalające ludziom starszym godnie żyć. Powinni mieć różne możliwości, aby móc decydować o swojej przyszłości. Ale warunkiem jest ich bezpieczeństwo, które gwarantowałyby ustawy. Młodzi ludzi mogą czekać, ale emeryt …nie. Wiadomo dlaczego.
Znalazłaś odpowiedź, dlaczego tak się dzieje?
Nie. Ale znajdę.
Ktoś powie: można załapać się na coś „za darmo”.
Tak, to też jest straszne myślenie, które w naszym kraju ma się dobrze. Te „darmowe” przyczepiło się do emerytów i tak zostało. Zamiast być powodem do wstydu, u nas traktuje się to w formie super oferty. Darmowa książka, poczęstunek, pokaz garnków, z których potem są tylko problemy... Super oferta, okazuje się super oszustwem.
Albo inaczej: przy kasie można dokonać wyboru, czegoś nie kupić.
Wiesz, jak temat biedy w Polsce jest tematem wstydliwym? Te sytuacje, gdy senior stoi w kasie i musi, podkreślam MUSI wybierać, rezygnować z zakupów, bo go najnormalniej w świecie nie stać, są dla tego seniora upokarzające. Student obróci sytuację w żart. Emeryt nie, bo wszyscy wiedzą, dlaczego do takiej sytuacji dochodzi. Dlaczego musi rezygnować.
Dlaczego?
Bo emeryci są biedni.
W kogo uderzasz?
W nikogo, naprawdę. Chcę tylko uświadomić osobom, decyzyjnym, że wszyscy będziemy starzy.
Jak tę biedę przechytrzyć?
Wpadliśmy na pomysł, aby założyć spółdzielnię, gdzie każdy wnosi to, co potrafi. Jedna pani szyje, druga gotuje. Może uda się założyć klub POKOLENIE 1600, taki jak klubokawiarnie dla dzieci? I na przykład oferować domowe obiady, dostarczać je do biur. Dlaczego by nie zaangażować emerytów właśnie do takiej pracy?
Cały wywiad: http://natemat.pl/112729,matka-krystyna-od-seniorow-wywiad-z-autorka-akcji-pokolenie-1600
Tomasz Golonko: Samotność jest…
Krystyna Lewenfisz-Kulesza: Okrutna. W każdym wieku, nie ma znaczenia czy masz lat dwadzieścia czy siedemdziesiąt. To jest bardzo przykre doświadczyć samotności. A tacy są polscy emeryci - samotni. Dlatego kwota 1600 złotych, o której rozmawiamy i od której pochodzi nazwa akcji „Pokolenie 1600” jest tylko punktem wyjścia. Bo okazało się, że oprócz braku pieniędzy, polski senior boryka się z samotnością, zamyka się po przejściu na emeryturę w domu. Do tego dochodzą problemy zdrowotne. Dam Ci prosty przykład: Jak dziecko jest chore, to do jakiego lekarza się z nim idzie?
Do pediatry.
A osoba starsza, gdy choruje, powinna pójść do geriatry. Ale prawie wszystkie oddziały geriatryczne zostały w naszym kraju zlikwidowane. I to jest kolejny temat, który chcę poruszyć.
Od kiedy pracujesz w fundacji i zajmujesz się seniorami?
Od grudnia zeszłego roku.
Ile to jest 1600 złotych?
Mówimy o 1600 brutto, czyli średnia polska krajowa. Bo, od emerytury pobierane są podatki. Więc jest to 1436 złotych „na rękę” i powiem ci, że wyżyć z tego jest bardzo ciężko.
Czyli brakuje. Ile?
Obliczaliśmy to z Rafałem Betlejewskim z radia RDC i myślę, że np. dodatkowy tysiąc złotych byłby dla emeryta zbawienny, ratowałby go.
Przed głodem?
Tak. Niekiedy luksusem staje się samo jedzenie. Kino czy wyjście do teatru w ogóle nie wchodzą w grę. Książki także. I zauważ, że to powoduje kolejne wykluczenie, a przecież już samo pójście na emeryturę w jakiś sposób wyklucza, bo przestaje się chodzić do pracy, być potrzebnym, ważnym. Swoją drogą, to właśnie emerytura powinna być czasem „na kulturę”. To teraz teatr, książka czy kino powinno być normą. Brzmi egzotycznie, ale chyba tylko w naszym kraju.
Jest aż tak źle?
Są emeryci, których nie stać na czynsz. I co się robi z takim niewypłacalnym emerytem? Wywala się go z domu. A ja uważam, że zanim się kogoś pozbawi dachu nad głową, powinno się dać mu szansę. Proszę temu panu czy pani zaoferować pracę. Na przykład pomoc w utrzymaniu porządku w kamienicy czy na osiedlu. Jeżeli się okaże to niemożliwe, to szukać innego rozwiązania. Ale nie wyrzucać ludzi na bruk.
Pozbywanie się problemu?
Trochę tak. W Polsce jest obecnie 9 milionów emerytów. W 2035 będzie nas 12 milionów i nie można zapominać o tak licznej grupie społecznej. Politycy zachowują się właśnie tak, jakby to był problem, niewygodny, który zamiata się pod dywan i udaje, że go nie ma. U nas, w naszym kraju, na ustawy dotyczące emerytów czeka się wiele lat! Mówi się o różnych rozwiązaniach, które od lat funkcjonują na świecie. Są kasy zapomogowo-pożyczkowe. Można uwolnić środki z nieruchomości, ale co z tego, jeśli nie ma ustawy regulującej interesy seniorów.
Obecnie ustawy są na etapie prac… trwa to ponad cztery lata i…końca nie widać. A przecież skoro wiemy, że kwoty emerytur są za niskie, to wszystkim nam powinno zależeć, aby były systemowe rozwiązania pozwalające ludziom starszym godnie żyć. Powinni mieć różne możliwości, aby móc decydować o swojej przyszłości. Ale warunkiem jest ich bezpieczeństwo, które gwarantowałyby ustawy. Młodzi ludzi mogą czekać, ale emeryt …nie. Wiadomo dlaczego.
Znalazłaś odpowiedź, dlaczego tak się dzieje?
Nie. Ale znajdę.
Ktoś powie: można załapać się na coś „za darmo”.
Tak, to też jest straszne myślenie, które w naszym kraju ma się dobrze. Te „darmowe” przyczepiło się do emerytów i tak zostało. Zamiast być powodem do wstydu, u nas traktuje się to w formie super oferty. Darmowa książka, poczęstunek, pokaz garnków, z których potem są tylko problemy... Super oferta, okazuje się super oszustwem.
Albo inaczej: przy kasie można dokonać wyboru, czegoś nie kupić.
Wiesz, jak temat biedy w Polsce jest tematem wstydliwym? Te sytuacje, gdy senior stoi w kasie i musi, podkreślam MUSI wybierać, rezygnować z zakupów, bo go najnormalniej w świecie nie stać, są dla tego seniora upokarzające. Student obróci sytuację w żart. Emeryt nie, bo wszyscy wiedzą, dlaczego do takiej sytuacji dochodzi. Dlaczego musi rezygnować.
Dlaczego?
Bo emeryci są biedni.
W kogo uderzasz?
W nikogo, naprawdę. Chcę tylko uświadomić osobom, decyzyjnym, że wszyscy będziemy starzy.
Jak tę biedę przechytrzyć?
Wpadliśmy na pomysł, aby założyć spółdzielnię, gdzie każdy wnosi to, co potrafi. Jedna pani szyje, druga gotuje. Może uda się założyć klub POKOLENIE 1600, taki jak klubokawiarnie dla dzieci? I na przykład oferować domowe obiady, dostarczać je do biur. Dlaczego by nie zaangażować emerytów właśnie do takiej pracy?
Cały wywiad: http://natemat.pl/112729,matka-krystyna-od-seniorow-wywiad-z-autorka-akcji-pokolenie-1600
czwartek, 7 sierpnia 2014
Pamięć prospektywna: jak nie zapomnieć o wzięciu leków i rozmowie telefonicznej
Zapominasz o umówionej rozmowie telefonicznej, nie bierzesz leku o
wyznaczonej porze, przygotowana do pracy kanapka zostaje w lodówce,
zamiast trafić do torby? Jeśli w takich sytuacjach zawiązanie
przysłowiowego supełka już nie wystarczy, można zastosować kilka
prostych metod, wspomagających pamięć prospektywną.
"Pamięć prospektywna umożliwia nam wykonywanie różnorodnych zamiarów w
przyszłości. Kiedy muszę pamiętać, że umówiłem się z kimś na rozmowę o
godz. 14, korzystam właśnie z pamięci prospektywnej" - mówi PAP dr
Krystian Barzykowski z Laboratorium Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.Ponieważ osobom starszym wykonywanie zaplanowanych zadań może nastręczać trudności, a i osobom młodszym zdarza się zapomnieć np. o umówionej rozmowie telefonicznej, to warto zastosować metody, które wspomogą naszą pamięć prospektywną. W jaki sposób możemy skutecznie pomagać naszej pamięci prospektywnej - to badają naukowcy z Laboratorium Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią, które kierowane jest przez prof. Agnieszkę Niedźwieńską z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Zawsze warto starać się nie odraczać wykonania czynności na później. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Wiedząc, że zapominamy, możemy jednak zminimalizować ryzyko zapomnienia. Jednym ze sposobów jest wykorzystanie regularności i powtarzalności naszego trybu życia" - wyjaśnia dr Krystian Barzykowski.
Jak sugeruje, warto skojarzyć sobie zaplanowaną czynność z naszym zwykłym działaniem o danej porze dnia, albo z konkretnym zdarzeniem. "Kiedy umawiam się z kimś na rozmowę o godz. 14, mogę nie zapisywać tego planu w kalendarzu, ale warto wyobrazić sobie, co będę wtedy robił, w jakich okolicznościach będę się znajdować. Łącząc świadomość, że będę wówczas u siebie w domu - przy biurku - mogę starać się połączyć te dwa fakty mówiąc sobie: kiedy po przerwie obiadowej będę siedział przy biurku, powinienem zadzwonić. Albo: wezmę leki zaraz po zaparzeniu porannej kawy" - podpowiada dr Barzykowski.
Skutecznym "przypominaczem" będzie też zestawienie naszej planowanej czynności - np. zmierzenia ciśnienia - z jakimś konkretnym wydarzeniem. "Można powiedzieć sobie: muszę zmierzyć ciśnienie zaraz po wyjściu spod prysznica. W ten sposób łączę zamiar wykonania zadania ze zdarzeniem, które z pewnością będzie miało miejsce. Wtedy mamy większe szanse, że nie zapomnimy o wykonaniu tego zadania, niż gdybyśmy powiedzieli: muszę zbadać sobie ciśnienie o godz. 8.30" - wyjaśnia dr Barzykowski.
Pomocne są również różnego rodzaju wskazówki, które - aby były skuteczne - muszą być odpowiednio dobrane. Prof. Agnieszka Niedźwieńska w swojej książce pt. „Pamięć prospektywna. Geneza, mechanizmy i deficyty” zwraca uwagę, że wskazówki muszą przede wszystkim przyciągać uwagę w momencie, gdy będziemy wykonywać zadanie. "Kiedy powiesimy jedną karteczkę wśród innych takich samych kartek, to prawdopodobnie jej nie rozpoznamy. Powinniśmy zaś - w widocznym dla nas i powiązanym z naszym zamiarem miejscu - położyć jedną wyróżniającą się kartkę. Taką która przyciągnie naszą uwagę np. na zabieranej do pracy torbie" - tłumaczy rozmówca PAP.
W badaniach naukowcy z Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią z Instytutu Psychologii UJ pokazali również, że ludzie starsi w porównaniu z młodymi lepiej pamiętają o jakimś zadaniu, jeśli jest ono formułowane przez inną osobę w postaci prośby. "Pojawia się wtedy najprawdopodobniej zobowiązanie społeczne. Jeśli poproszę swojego dziadka, aby wykonał określoną czynność o danej porze, to powinien on również skuteczniej pamiętać o jej wykonaniu" - opisuje dr Barzykowski.
Cały artykuł:
http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,401251,kiedy-supelek-nie-wystarczy-aby-zapamietac.html
środa, 6 sierpnia 2014
O ośrodku w Ścinawie i metodach terapeutycznych tam stosowanych - podsumowanie 24. spotkania z cyklu "Przystanek Alzheimer"
Ścinawa
to miasteczko położone nad Odrą niedaleko granicy z Niemcami w województwie
dolnośląskim. W jego urokliwym, cichym, nadodrzańskim pejzażu pojawił się w
2007 roku Ośrodek Alzheimerowski, przeznaczony na diagnostykę osób ze
schorzeniami neurodegeneracyjnymi. Ośrodek powstał w miejscu historycznego niegdyś
budynku szpitala „Bethanien”, a jego adaptacja na cele
rehabilitacyjno-terapeutyczne trwała kilka lat. Z inicjatywy Pana Michała
Hajtko (dyrektora ośrodka) i przy wsparciu Akademii Medycznej we Wrocławiu
powstał unikatowy w skali kraju i Europy Ośrodek Badawczo-Naukowo-Dydaktyczny
Chorób Otępiennych. Pierwsza tego typu placówka w Polsce, a druga w Europie,
finansowana i uruchomiona z funduszy Unii Europejskiej.
Unikalność
tego miejsca wiąże się z metodami terapeutycznymi, jakie wprowadzono i rozwija
się z myślą o dobrostanie pacjentów, którzy trafiają do Ścinawy na turnusy
rehabilitacyjne. Ścinawa zasłynęła z własnych metod terapeutycznych
odbiegających od standardowo przyjętych i
stosowanych powszechnie form wspomagających opiekę i leczenie osób
cierpiących na różne formy demencji. Wypracowywane od lat w Ścinawie techniki
mają na celu wspieranie i wydłużanie procesów poznawczych i adaptacyjnych osób
chorych. Uruchamianie pamięci tam, gdzie wydaje się, iż została ona
bezpowrotnie utracona, a także podtrzymanie jak najdłużej tej, która utrzymuje
się jeszcze na nienajgorszym poziomie. Założenia terapeutyczne znajdują swoje
praktyczne odniesienia, program działa i motywuje pacjentów do pracy nad sobą. Pensjonariusze
opuszczają ośrodek odmienieni, wzmocnieni, w znacznie lepszej kondycji
psychofizycznej od tej, z jaką tutaj przybyli. Z chorobą Alzheimera, jak widać,
można żyć, ciesząc się każdym przeżytym dniem. Można ją temperować na korzyść
chorych i ich rodzin.
Pacjenci
przebywający na tygodniowym turnusie rehabilitacyjnym wychodzą codziennie z
własnej woli na 45-minutowy spacer, bez względu na pogodę panującą za oknem.
Spacer odbywa się w szybkim tempie, co ma niebezpodstawne znaczenie. Pacjenci
zdają sobie sprawę z tego, iż intensywny marsz sprzyja powstawaniu neuronów w
mózgu. Świadomi celowości podejmowanych w ośrodku działań, poddają się chętnie
wszystkim zabiegom i formom terapeutycznym. Wiedząc, iż pracują dla siebie i
nad sobą. Potrafią połączyć wykład na temat ośrodków funkcjonujących w mózgu i
ich funkcje z typami pamięci operacyjnej. Poproszeni o wypełnienie ankiety,
posługują się fachową terminologią, o jakiej słyszeli w ciągu dnia.
Intensywność
i charakter zajęć terapeutycznych prowadzonych w Ścinawie zależy od stopnia
otępienia. Pacjenci z tego typu wskazaniami podczas tygodniowych turnusów
rehabilitacyjnych odbywają dziennie 10 godzin ćwiczeń. Turnusy sześciodniowe dobierane
są tak, aby w danej grupie rehabilitacyjnej znalazły się osoby z tymi samymi
problemami. Grupy mają charakter jednorodny. Być może jest to jedną z przyczyn
czasu oczekiwania na turnus pobytowy, który wynosi obecnie mniej więcej jeden
rok kalendarzowy. Do ośrodka trafiają osoby z zaburzeniami pamięci, zaburzeniami
nastroju, osoby ze zdiagnozowaną chorobą Alzheimera, otępieniem
czołowo-skroniowym, chorobą Parkinsona, choć nie tylko. Po dziesięciu godzinach
aktywnych zajęć żaden z podopiecznych nie uskarża się na bezsenność, śpią
wszyscy bez wyjątku. Jeżeli możemy mówić o jakimkolwiek problemie, to nie wiąże
się on z zasypianiem czy przesypianiem nocy, ale z porannym wybudzeniem.
Pensjonariusze nie oglądają telewizji, za to integrują się społecznie i
wspierają siebie nawzajem.
Terapia
odbywa się w Ścinawie w czterech blokach. Chodzi tu o oddziaływanie
wielopoziomowe. Założenia rehabilitacji Neuropsychologicznej wiążą się ze
stymulacją i sekwencyjnością, powtarzalnością, wzrastającym poziomem trudności
ćwiczeń, różnorodnością zajęć, na które składają się ćwiczenia poznawcze,
ruchowe, interpersonalne, a także edukacja neuropsychologiczna, służąca
przekazywaniu pacjentowi wiedzy o chorobie i tym samym motywująca go do pracy.
Zajęcia obejmują: blok poznawczy, blok intrapsychiczny, blok ruchowy, blok
społeczny.
Blok
poznawczy odwołuje się do bodźców zewnętrznych, obecnych w środowisku. Służy
utrwalaniu i rozwijaniu aparatu pojęciowego. Pacjenci z problemami otępiennymi
często posługują się zwrotami typu: „podaj mi to”, „chodzi mi o to coś”. W
trakcie terapii wypowiedzi tego typu są korygowane. Pacjenci są tak prowadzeni,
aby samodzielnie odkryli nazwę własną, a jeżeli wykracza to poza ich
możliwości, zostają o niej poinformowani. Słownik pojęciowy pacjenta powinien
się rozszerzać a nie zwijać. Obok aparatu pojęciowego blok poznawczy obejmuje pamięć
wzrokową i słuchową, kształtowanie i utrzymywanie uwagi, mowę dialogową, aspekty
przestrzenne, procesy poznawcze.
Blok
intrapsychiczny jest ukierunkowany na emocje. Chodzi tu o wglądy służące
poznaniu siebie i funkcjonowaniu w grupie.
Blok
ruchowy dostosowany jest do rodzaju schorzenia. Inne formy ruchowe stosuje się
przy parkinsonizmie, a inne w przypadku otępień. Ruch, gimnastyka, formy
choreograficzne wymagające zapamiętania określonych układów tanecznych, cały
czas angażują symultanicznie różne ośrodki w mózgu pobudzając je do aktywności.
Taniec to nie tylko ruch ciała, ale także ćwiczenie pamięciowe. Za każdym razem
pensjonariusze uczą się innego tańca i układu choreograficznego. Spacer na
świeżym powietrzu jest prozdrowotną formą spędzania czasu, ale przede wszystkim
sprzyja zachodzeniu neurogenezy.
Blok
społeczny służy aktywacji i zawieraniu znajomości w grupie. Integruje i pobudza
do działania, otwiera na zewnątrz. W jego obręb wchodzą wieczorki towarzyskie,
tańce, wspólne rozmowy i spędzanie czasu. Gdy ktoś zaczyna się wycofywać, grupa
nakłania go do interakcji i zachęca do współuczestnictwa. Powstają grupy
integracyjne, w obrębie których zawierane są przyjaźnie, tworzy się klimat
sprzyjający rozmowom i możliwości poplotkowania.
Wśród
form terapeutycznych wspomagających procesy pamięci stosuje się metodę
skracania zapamiętywanych sekwencji. Najpierw podopieczny uczy się całego
zwrotu, wyrażenia czy ciągu liczb, a następnie ma za zadanie dopisywać
brakujące w nim fragmenty. Brakujące litery czy cyfry, a na końcu całe zwroty.
Metoda działa skutecznie i czyni cuda nawet w przypadku choroby Alzheimera.
Pensjonariusze uczą się nowych zwrotów i sekwencji. Motywując siebie wzajemnie na
forum grupy. Uczą się piosenek i wierszy w obcych językach, w oparciu o
stopniowo wycinane fragmenty tekstu. Ćwiczą pamięć wzrokową w oparciu o gotowe
schematy przestrzenne, zaś pamięć wzrokowo-przestrzenną na podstawie zajęć w
terenie. Po wycieczce odbytej po ośrodku lub w mieście mają za zadanie opisać
topografię ośrodka, w którym przebywają lub miasto i jego zabudowę, którą
poznali na spacerze. Topografię rozszerza się o mapę Polski, mapę Europy, prosi
o naniesienie odległości, przebytej trasy, kierunku lokalizacji.
Sporo
uwagi poświęca się pamięci autobiograficznej. Specjaliści pracujący w ośrodku stosują
autorski program terapeutyczny służący wydobywaniu wspomnień. W Ścinawie
stosuje się terapię reminiscencyjną, rozwija ją i eksperymentuje z nią. Na
terapię wspomnieniową składa się między innymi seria zajęć odwołujących się do
kolejnych etapów życia podopiecznego. Terapia wspomnieniowa cieszy się wśród
pensjonariuszy dużą popularnością, bardzo ich ożywia, a przy tym służy
utrwalaniu ich osobniczej tożsamości. Przywołuje ciepłe, afirmujące wspomnienia
z czasów dzieciństwa i młodości, wydobywa pozytywne emocje i skojarzenia,
utrwala ślady pamięciowe. Ugruntowuje własną tożsamość. W terapii
wspomnieniowej bazuje się na wspomnieniach, które czasem wzbudzają emocje.
Emocje sprzyjają wspomnieniom, usprawniają ich wydobywanie. Wpływ i zależność
pamięci i emocji jest doskonale znana. Niemałą rolę odgrywają tu rodzinne
albumy zdjęć, które powinno się przeglądać z chorym do tyłu. Zdjęcia różnorodne,
typowe dla osoby chorej, powinny znaleźć się obowiązkowo w centrum jej uwagi. Z
nieodzownymi pytaniami o to, kogo przedstawiają, co ukazują, jakiego okresu
dotyczą. Z terapią wspomnieniową wiążą się także eksperymentalne formy terapeutyczne.
Polegające na odwołaniu między innymi do zmysłu węchu i jego aktywacji. W
trakcie zajęć rozpyla się czasem w Ścinawie zapach pieczonego chleba, zapach
cynamonu, zapach parzonej kawy. Każdy z zapachów budzi u pensjonariuszy skojarzenia
z czasami dzieciństwa i młodości, wydobywając z ich pamięci na światło dzienne
obrazy pochodzące z domu rodzinnego, pierwsze miłości, potajemne spotkania.
Pacjenci
wykonują prace domowe, zadawane każdego dnia po zakończeniu terapii, ćwiczą
także funkcje wykonawcze, związane z zabiegami higienicznymi, powtarzaniem,
mówieniem, przygotowywaniem posiłków. Jednym słowem zajęć mają sporo i
niejednokrotnie grozi im przeciążenie aniżeli brak czy powtarzalność form
zajęciowych.
Stosowane
w Ośrodku w Ścinawie metody terapeutyczne aktywują wszystkie formy pamięci,
pamięć semantyczną, zdarzeniową (epizodyczną), prospektywną, proceduralną,
autobiograficzną, ruchową, emocjonalną. Chorzy mają szansę na usprawnienie
każdej z nich, adekwatnie do swoich wrodzonych predyspozycji, osobowości i
stanu zdrowia.
Korzyści
z pobytu na turnusie rehabilitacyjnym w Ośrodku w Ścinawie wynoszą nie tylko
pensjonariusze, ale także ich rodziny i bliscy. Opiekunowie otrzymują gotowy
schemat postępowania z chorym, mnóstwo wskazówek i porad w zakresie prawidłowej
pracy nad procesami poznawczymi i pamięciowymi ich bliskich, które powinni
wdrożyć w warunkach domowych w codzienne życie z podopiecznym. Celem nadrzędnym
odbytej rehabilitacji jest zachowanie sprawności i umiejętności poznawczych
przez chorego jak najdłużej jest to możliwe.
Walkę
z chorobą rozpoczyna się od profilaktyki. To, w jaki sposób choroba się pogłębia, jak
szybko dokonuje spustoszeń w umyśle chorego, uzależnione jest w przeważającej
mierze od zachowania i postępowania rodziny. Po pierwsze rodzina musi zachować
cierpliwość, cierpliwość, i jeszcze raz cierpliwość. Po drugie musi obserwować
podopiecznego i adekwatnie reagować. Po trzecie, to punkt najważniejszy w postępowaniu
z chorym, nie może wyręczać chorego w wykonywaniu za niego czynności, lecz
angażować go i zachęcać do aktywności i samodzielnego działania. Im dłużej
zachowa on sprawność tym dłużej będzie szczęśliwy i spełniony, jako osoba i
członek rodziny. Jak mówi Pani Agnieszka Mydlikowska-Śmigórska (neuropsycholog Ośrodka
w Ścinawie), problem wynika z niewiedzy czy braku odpowiednich informacji, jak
postępować i reagować na zachowania chorego, aby nie wyrządzać mu krzywdy a
przy okazji wszystkim członkom rodziny.
Ośrodek
Alzheimerowski w Ścinawie oferuje sześciodniowe turnusy rehabilitacyjne o
charakterze komercyjnym. Pobyty dłuższe, trwające zazwyczaj od 3 do 4 tygodni
(najdłuższe obejmują 12 tygodni), są pobytami diagnostycznymi. Długość pobytu
diagnostycznego jest uzależniona od wskazań medycznych. W uzasadnionych
przypadkach pobyt taki można wydłużyć, ale zdarza się to niezwykle rzadko. NFZ refunduje
jedynie hospitalizacje. Sześciodniowe turnusy komercyjne są organizowane przez Pododdział
Alzheimerowski. Pobyt tygodniowy z perspektywy terapii funkcji poznawczych ma
uzasadniony charakter. Dłuższa rehabilitacja w tym zakresie byłaby niewskazana.
W dłuższym odstępie czasu można mówić jedynie o terapii ogólnej, odznaczającej
się znacznie mniejszą intensywnością. Osoba kwalifikująca się na turnus
rehabilitacyjny uzyskuje skierowanie z jednej z poradni, które działają na
terenie Ośrodka w Ścinawie. Najczęściej z poradni neurologicznej, gdzie
diagnozuje się chorych. Liczba miejsc, którymi dysponuje obecnie ośrodek wynosi
60 łóżek. Możliwości Ośrodka Alzheimerowskiego w Ścinawie są znacznie większe,
niemniej liczba miejsc jest uzależniona od kontraktu zawartego pomiędzy
Ośrodkiem i NFZ.
Nikt
nie ma chyba wątpliwości, że Ośrodek Alzheimerowski taki jak Ścinawa powinien
rozwijać i poszerzać swoją działalność. Nowatorskie metody terapeutyczne w
zakresie chorób otępiennych stosowane tam z powodzeniem od lat, zasługują
wyłącznie na uznanie, podziw i nieskrywany zachwyt. Ich efektywność i celowość
nie budzą najmniejszych wątpliwości. Gdy dołączy się do tego entuzjazm, z jakim
cały zespół terapeutyczny przystępuje do pracy kierując się dobrem swoich
podopiecznych, w ślad za ciężko wykonywaną pracą i uzyskiwanymi rezultatami, powinny
podążać odpowiednie środki finansowe. Tak się jednak nie dzieje. To jedyny jak
dotąd tego typu ośrodek terapeutyczny w Polsce. Chociaż przyjmuje pacjentów z
całej Polski, nie jest w stanie spełnić oczekiwań wszystkich zainteresowanych.
Nie tylko powinien prosperować na jak najwyższym poziomie, ale także stać się
wzorem dla innych placówek terapeutycznych o podobnym profilu działalności. Jest
się na czym wzorować.
Dr Małgorzata Musioł
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Prawdziwe historie (1): Miał na imię Wiesław. Pseudonim "Wiesław"
To pewnie ten klimat 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego sprawił, że ożyły wspomnienia. Całkiem niedawne, sprzed kilku lat.
Miał na imię Wiesław i pod takim pseudonimem można znaleźć go w księgach powstańczych. Walczył i robił zdjęcia. Sobie tylko znanym sposobem ukrył je tak, że w tej chwili jest to bodajże najbogatsza kolekcja znajdująca się w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Przyszła żona też walczyła w powstaniu, potem przeszła przez obóz w Ravensbruck, z którego – dzięki znajomości języków – została wyrwana przez misję Czerwonego Krzyża do Szwecji. Wróciła do kraju, ponownie spotkała Wiesława i wyszła za niego za mąż.
- To nie była miłość – powiedziała mi kiedyś. – On kochał inną dziewczynę, która zginęła w powstaniu. Ja dla niego byłam tylko dobrą koleżanką.
Wiesława poznałem, kiedy nie miał już ani imienia, ani nazwiska. Nazywał się Alzheimer. Opiekowały się nim żona, córka i dwie wnuczki. Ale to było mało. Dlatego poproszono mnie o pomoc.
Jeszcze chodził, sam jadł, ale już nic nie mówił. Czasami tylko z jego ust można było usłyszeć
pojedyncze słowa. Zawsze dotyczyły one powstania, kolegów. W niewidzących oczach pojawiało się
coś szczególnego. Jakby obrazy walk, odbitki zdjęć, których tyle zrobił. Działo się tak, gdy siadał w
fotelu i zaplatał ręce jak do modlitwy.
Te powstańcze wspomnienia były najsilniejsze. Podobnie jak przyjaźnie. Każdego roku był taki dzień, gdy w domu Wiesława zjawiali się koledzy z ’44. Nie przestraszyli się jego choroby. Siedzieli razem z nim - niemym – opowiadali historie, śmiali się, żartowali, jedli, coś wypili. I znów w oczach Wiesława pojawiał się jakiś błysk. Mimo że nie znał tych starych ludzi. Jego przyjaciele z powstania byli młodzi, wysportowani, mieli sprężysty krok.
Żył więc sobie w swoim świecie nasz pan Alzheimer, Wiesław Alzheimer, ani lepiej, ani gorzej, ale żył. Nadal jego godność ludzka, nadszarpnięta co prawda przez chorobę, była zachowana.
Problem zaczął się w momencie, gdy żona, która go najlepiej znała, zaczęła podejrzewać problemy
z sercem. Znalazła w Warszawie firmę, której nazwa zaczyna się na „C”, a w tłumaczeniu na polski
oznacza „Koziorożca”. Zamówiła do domu kardiologa, który wykonałby badanie EKG. Lekarz
przyjechał, zrobił badanie. Tyle, że był to rentgenolog. Zalecił badanie poziomu minerałów i
kroplówki. W kilka dni na pielęgniarki, badania i kroplówki poszło kilka tysięcy złotych. – Bo jak ktoś chce się leczyć, to musi mieć pieniądze – skomentował pan doktor, który był uprzejmy, ale wydawał się jakiś śliski, obły, z gruntu fałszywy.
Wiesław, odżywiany kroplówkami, już nie wstawał. Za chwilę wylądował w jednym z wolskich
szpitali. Ze zgrozą, bólem, smutkiem, niezgodą i złością patrzyłem jak człowiek, który jeszcze przed
momentem był czysty, zadbany, człowiek, który – lepiej lub gorzej – ale chodził, nagle zostaje
przykuty do łóżka.
Do szpitala przychodziła młodzież, która uczyła się w szkole rehabilitacji, ale kiedy zaczynali swą pracę Wiesław był już podłączony przez pielęgniarki do kroplówek. O stawianiu na nogi nie było mowy. Kończyło się najczęściej na usprawnianiu nadgarstków, czasami na zginaniu nóg. Rodzinie mówiono, że wszystko jest w porządku, pod kontrolą. I tylko ja prosiłem, żeby sprawdzić, co się dzieje z plecami, na których Wiesław cały czas leżał.
Kiedy wreszcie to zrobiono okazało się, że są tam żywe, krwawe, ropiejące rany – odleżyny. Kiedy w
tej sprawie poszedłem do lekarza dyżurnego – wnuczka nie była w stanie z nim rozmawiać, bo była
tak zdenerwowana, że na mocnych słowach mogło się nie skończyć – usłyszałem: „U nas się leczy, na opiekę nie mamy pieniędzy!”. Oczywiście zostało to wykrzyczane z pretensją w głosie. A ja chciałem tylko, żeby rany obejrzał chirurg i co jest martwą tkanką wyciął. To nie boli.
Za chwilę miały być święta. Mniej personelu. Przyszedłem w południe, by pomóc Wiesławowi
zjeść obiad. Miał już sondę w nosie. Tracił godność całkowicie. – Dlaczego? – spytałem. – Bo nie
je – odburknęła pielęgniarka. – Ależ je – powiedziałem. – Codziennie jest córka, wnuczka, albo ja.
Pomagamy, karmimy, je normalnie.
Na życzenie rodziny sondę usunięto. Pielęgniarka robiąc to syknęła: - Jeszcze będziecie tego żałować. To kompletnie nierozsądne.
Odszedł w święta, na kilka miesięcy przed wielką wystawą jego zdjęć z Powstania Warszawskiego.
Bohater, wybitny pracownik Politechniki Warszawskiej, wspaniały ojciec, który potrafił wychować
córkę i wnuczki w duchu odpowiedzialności, współczucia, empatii, miłości i heroizmu.
Do dziś uważam, że było dla mnie zaszczytem pomagać mu i jego rodzinie. I do dziś zastanawiam się, dlaczego jedynym, co mogłem zrobić, by odszedł godnie, było wyciągnięcie mu tej sondy z nosa...
Piotr Czostkiewicz
PS. Zgadzam się z panią Rzecznik Praw Obywatelskich, prof. Teresą Lipowicz, że nasze państwo
– w przypadku choroby Alzheimera – nie przestrzega art. 30 Konstytucji Rzeczpospolitej
Polskiej mówiącego o prawie każdego obywatela do poszanowania godności ludzkiej. Obiecuję,
że „Przystanek Alzheimer” będzie wspierał działania pani rzecznik i śledził losy listu do ministra
zdrowia, który mogą Państwo przeczytać tutaj:
http://www.rpo.gov.pl/sites/default/files/WG_MZ_Plan_Alzheimerowski_30012014.pdf
Miał na imię Wiesław i pod takim pseudonimem można znaleźć go w księgach powstańczych. Walczył i robił zdjęcia. Sobie tylko znanym sposobem ukrył je tak, że w tej chwili jest to bodajże najbogatsza kolekcja znajdująca się w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Przyszła żona też walczyła w powstaniu, potem przeszła przez obóz w Ravensbruck, z którego – dzięki znajomości języków – została wyrwana przez misję Czerwonego Krzyża do Szwecji. Wróciła do kraju, ponownie spotkała Wiesława i wyszła za niego za mąż.
- To nie była miłość – powiedziała mi kiedyś. – On kochał inną dziewczynę, która zginęła w powstaniu. Ja dla niego byłam tylko dobrą koleżanką.
Wiesława poznałem, kiedy nie miał już ani imienia, ani nazwiska. Nazywał się Alzheimer. Opiekowały się nim żona, córka i dwie wnuczki. Ale to było mało. Dlatego poproszono mnie o pomoc.
Jeszcze chodził, sam jadł, ale już nic nie mówił. Czasami tylko z jego ust można było usłyszeć
pojedyncze słowa. Zawsze dotyczyły one powstania, kolegów. W niewidzących oczach pojawiało się
coś szczególnego. Jakby obrazy walk, odbitki zdjęć, których tyle zrobił. Działo się tak, gdy siadał w
fotelu i zaplatał ręce jak do modlitwy.
Te powstańcze wspomnienia były najsilniejsze. Podobnie jak przyjaźnie. Każdego roku był taki dzień, gdy w domu Wiesława zjawiali się koledzy z ’44. Nie przestraszyli się jego choroby. Siedzieli razem z nim - niemym – opowiadali historie, śmiali się, żartowali, jedli, coś wypili. I znów w oczach Wiesława pojawiał się jakiś błysk. Mimo że nie znał tych starych ludzi. Jego przyjaciele z powstania byli młodzi, wysportowani, mieli sprężysty krok.
Żył więc sobie w swoim świecie nasz pan Alzheimer, Wiesław Alzheimer, ani lepiej, ani gorzej, ale żył. Nadal jego godność ludzka, nadszarpnięta co prawda przez chorobę, była zachowana.
Problem zaczął się w momencie, gdy żona, która go najlepiej znała, zaczęła podejrzewać problemy
z sercem. Znalazła w Warszawie firmę, której nazwa zaczyna się na „C”, a w tłumaczeniu na polski
oznacza „Koziorożca”. Zamówiła do domu kardiologa, który wykonałby badanie EKG. Lekarz
przyjechał, zrobił badanie. Tyle, że był to rentgenolog. Zalecił badanie poziomu minerałów i
kroplówki. W kilka dni na pielęgniarki, badania i kroplówki poszło kilka tysięcy złotych. – Bo jak ktoś chce się leczyć, to musi mieć pieniądze – skomentował pan doktor, który był uprzejmy, ale wydawał się jakiś śliski, obły, z gruntu fałszywy.
Wiesław, odżywiany kroplówkami, już nie wstawał. Za chwilę wylądował w jednym z wolskich
szpitali. Ze zgrozą, bólem, smutkiem, niezgodą i złością patrzyłem jak człowiek, który jeszcze przed
momentem był czysty, zadbany, człowiek, który – lepiej lub gorzej – ale chodził, nagle zostaje
przykuty do łóżka.
Do szpitala przychodziła młodzież, która uczyła się w szkole rehabilitacji, ale kiedy zaczynali swą pracę Wiesław był już podłączony przez pielęgniarki do kroplówek. O stawianiu na nogi nie było mowy. Kończyło się najczęściej na usprawnianiu nadgarstków, czasami na zginaniu nóg. Rodzinie mówiono, że wszystko jest w porządku, pod kontrolą. I tylko ja prosiłem, żeby sprawdzić, co się dzieje z plecami, na których Wiesław cały czas leżał.
Kiedy wreszcie to zrobiono okazało się, że są tam żywe, krwawe, ropiejące rany – odleżyny. Kiedy w
tej sprawie poszedłem do lekarza dyżurnego – wnuczka nie była w stanie z nim rozmawiać, bo była
tak zdenerwowana, że na mocnych słowach mogło się nie skończyć – usłyszałem: „U nas się leczy, na opiekę nie mamy pieniędzy!”. Oczywiście zostało to wykrzyczane z pretensją w głosie. A ja chciałem tylko, żeby rany obejrzał chirurg i co jest martwą tkanką wyciął. To nie boli.
Za chwilę miały być święta. Mniej personelu. Przyszedłem w południe, by pomóc Wiesławowi
zjeść obiad. Miał już sondę w nosie. Tracił godność całkowicie. – Dlaczego? – spytałem. – Bo nie
je – odburknęła pielęgniarka. – Ależ je – powiedziałem. – Codziennie jest córka, wnuczka, albo ja.
Pomagamy, karmimy, je normalnie.
Na życzenie rodziny sondę usunięto. Pielęgniarka robiąc to syknęła: - Jeszcze będziecie tego żałować. To kompletnie nierozsądne.
Odszedł w święta, na kilka miesięcy przed wielką wystawą jego zdjęć z Powstania Warszawskiego.
Bohater, wybitny pracownik Politechniki Warszawskiej, wspaniały ojciec, który potrafił wychować
córkę i wnuczki w duchu odpowiedzialności, współczucia, empatii, miłości i heroizmu.
Do dziś uważam, że było dla mnie zaszczytem pomagać mu i jego rodzinie. I do dziś zastanawiam się, dlaczego jedynym, co mogłem zrobić, by odszedł godnie, było wyciągnięcie mu tej sondy z nosa...
Piotr Czostkiewicz
PS. Zgadzam się z panią Rzecznik Praw Obywatelskich, prof. Teresą Lipowicz, że nasze państwo
– w przypadku choroby Alzheimera – nie przestrzega art. 30 Konstytucji Rzeczpospolitej
Polskiej mówiącego o prawie każdego obywatela do poszanowania godności ludzkiej. Obiecuję,
że „Przystanek Alzheimer” będzie wspierał działania pani rzecznik i śledził losy listu do ministra
zdrowia, który mogą Państwo przeczytać tutaj:
http://www.rpo.gov.pl/sites/default/files/WG_MZ_Plan_Alzheimerowski_30012014.pdf
piątek, 1 sierpnia 2014
Witamina D3 konieczna dla zachowania sprawności intelektualnej
Artykuł pochodzi z blogu "Pogodni Seniorzy" - www.active.waw.pl/pl/ - i jest publikowany za zgodą autora.
Witamina D3 znana jest wszystkim jako konieczna dla procesów kostnienia. Jej brak u dzieci jest przyczyną występowania krzywicy. Z tego powodu dzieci są suplementowane preparatami tej witaminy i w tym przedziale wiekowym nie występują deficyty tej witaminy.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że witamina ta jest także potrzebna w innych okresach życia, kiedy już nie rośniemy i nie występuje wzrost kości. Rzeszotnienie kości w wieku starczym (osteoporoza dotykająca głównie kobiety) jest po części wywołane brakiem tej witaminy.
Witamina D3 ma szereg innych działań wewnątrzkomórkowych, między innymi hamuje stany zapalne (występujące w chorobie Alzheimera i innych demencjach) i może mieć znaczenie dla usuwania złogów beta-amyloidu. Na świecie szacuje się, że 1 miliard ludzi cierpi na niedobory tej witaminy a wśród osób starych, zwłaszcza z problemami demencyjnymi, 90% osób ma deficyt witaminy D3.
Ostatnio międzynarodowy zespół roboczy 10 ekspertów prowadzony przez dr Cedrica Annweilera wypowiedział się w kwestii kilku zagadnień związanych z hipowitaminozą D3 i zdolnościami poznawczymi ludzi starych. 100% z tych ekspertów uznało, że brak witaminy D3 jest jednym z czynników etiologii lub czynników ryzyka wystąpienia niesprawności intelektualnej u ludzi starych. 100% ekspertów uznało, że różnorodność objawów towarzyszących demencjom po części może być wyjaśniona przez różny poziom witaminy D3 w surowicy krwi związany z różną ekspozycją pacjentów na słońce i różnym spożyciem oraz wchłanianiem witaminy D3 oraz różną efektywnością oddziaływania na komórki organizmu.
90% ekspertów zgodziło się, że suplementacja witaminą D3 powinna towarzyszyć terapii pacjentów z demencją. Eksperci nie ustalili poziomu suplementacji i uzgodnili, że hipowitaminoza D3 nie jest markerem demencji ani nie prognozuje jej przebiegu.
W świetle tych ustaleń istnieje uzasadniona konieczność dostarczania ludziom w wieku podeszłym, w tym pacjentom z demencją, witaminy D3, czy to w formie suplementów diety, leków czy też kąpieli słonecznych. Ta ostatnia forma dostarczania witaminy D3 jest nieobciążona ryzykiem przedawkowania, ale obciążona zwiększonym ryzykiem nowotworów skóry.
W Polsce w okresie wiosny, lata i wczesnej jesieni 15-30 minut dziennie ekspozycji na słońce skóry twarzy i przedramion jest bezpiecznym i wystarczającym sposobem dostarczenia witaminy D3. Osoby o szczególnie jasnej karnacji w momencie wystąpienia delikatnego zaróżowienia skóry powinny zakończyć naświetlanie.
Ciemne okulary są bardzo pożądane ze względu na zwiększone ryzyko wystąpienia katarakty pod wpływem promieniowania UVB produkującego w skórze witaminę D3. Naświetlanie jasnym światłem słonecznym ma też pozytywne znaczenie dla samopoczucia pacjentów. Uzyskiwana przy tej okazji witamina D3 ma pozytywny wpływ również w stanach depresyjnych, chociaż według innych mechanizmów niż samo naświetlanie. W okresie zimy w Polsce konieczna jest suplementacja witaminą D3 na drodze pokarmowej.
Opracował: dr hab. Dariusz Stępkowski prof. nadzw.
Witamina D3 znana jest wszystkim jako konieczna dla procesów kostnienia. Jej brak u dzieci jest przyczyną występowania krzywicy. Z tego powodu dzieci są suplementowane preparatami tej witaminy i w tym przedziale wiekowym nie występują deficyty tej witaminy.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że witamina ta jest także potrzebna w innych okresach życia, kiedy już nie rośniemy i nie występuje wzrost kości. Rzeszotnienie kości w wieku starczym (osteoporoza dotykająca głównie kobiety) jest po części wywołane brakiem tej witaminy.
Witamina D3 ma szereg innych działań wewnątrzkomórkowych, między innymi hamuje stany zapalne (występujące w chorobie Alzheimera i innych demencjach) i może mieć znaczenie dla usuwania złogów beta-amyloidu. Na świecie szacuje się, że 1 miliard ludzi cierpi na niedobory tej witaminy a wśród osób starych, zwłaszcza z problemami demencyjnymi, 90% osób ma deficyt witaminy D3.
Ostatnio międzynarodowy zespół roboczy 10 ekspertów prowadzony przez dr Cedrica Annweilera wypowiedział się w kwestii kilku zagadnień związanych z hipowitaminozą D3 i zdolnościami poznawczymi ludzi starych. 100% z tych ekspertów uznało, że brak witaminy D3 jest jednym z czynników etiologii lub czynników ryzyka wystąpienia niesprawności intelektualnej u ludzi starych. 100% ekspertów uznało, że różnorodność objawów towarzyszących demencjom po części może być wyjaśniona przez różny poziom witaminy D3 w surowicy krwi związany z różną ekspozycją pacjentów na słońce i różnym spożyciem oraz wchłanianiem witaminy D3 oraz różną efektywnością oddziaływania na komórki organizmu.
90% ekspertów zgodziło się, że suplementacja witaminą D3 powinna towarzyszyć terapii pacjentów z demencją. Eksperci nie ustalili poziomu suplementacji i uzgodnili, że hipowitaminoza D3 nie jest markerem demencji ani nie prognozuje jej przebiegu.
W świetle tych ustaleń istnieje uzasadniona konieczność dostarczania ludziom w wieku podeszłym, w tym pacjentom z demencją, witaminy D3, czy to w formie suplementów diety, leków czy też kąpieli słonecznych. Ta ostatnia forma dostarczania witaminy D3 jest nieobciążona ryzykiem przedawkowania, ale obciążona zwiększonym ryzykiem nowotworów skóry.
W Polsce w okresie wiosny, lata i wczesnej jesieni 15-30 minut dziennie ekspozycji na słońce skóry twarzy i przedramion jest bezpiecznym i wystarczającym sposobem dostarczenia witaminy D3. Osoby o szczególnie jasnej karnacji w momencie wystąpienia delikatnego zaróżowienia skóry powinny zakończyć naświetlanie.
Ciemne okulary są bardzo pożądane ze względu na zwiększone ryzyko wystąpienia katarakty pod wpływem promieniowania UVB produkującego w skórze witaminę D3. Naświetlanie jasnym światłem słonecznym ma też pozytywne znaczenie dla samopoczucia pacjentów. Uzyskiwana przy tej okazji witamina D3 ma pozytywny wpływ również w stanach depresyjnych, chociaż według innych mechanizmów niż samo naświetlanie. W okresie zimy w Polsce konieczna jest suplementacja witaminą D3 na drodze pokarmowej.
Opracował: dr hab. Dariusz Stępkowski prof. nadzw.
Subskrybuj:
Posty (Atom)