środa, 5 lutego 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 12)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

Dzisiaj jest słoneczny dzień. Siadamy z Zosią na kanapie. Obok kładziemy albumy i pudełka ze zdjęciami. Zosia w pogodnym nastroju. Lubi oglądać zdjęcia. Szczególnie te nieliczne z czasów dzieciństwa i studenckiej młodości. Przewracamy bardzo powoli kartki albumów. Zosia wskazuje palcem na zdjęcie i bez chwili wahania mówi: „Tu jest Zośka. I tu jest Zośka.” Małe zdjęcia z karbowanymi brzegami powiększyłam u fotografa. Są bardziej czytelne. Zosia się cieszy. „Tu Zośka i tatuś !” a potem zdjęcie małej grupy wyprostowanych dziewczynek z Gimnazjum Królowej Wandy w Krakowie. Jeszcze klika lat temu mama opowiadałaby o swojej szkole i jej słynnych wychowankach. Dzisiaj mówi „Zośka jest tu”. Trafia bezbłędnie i to w zupełności wystarczy. Mówię wolno „kocham cię”. Zosia powtarza. Rozsypane zdjęcia wkłada pieczołowicie do pudełek. Dom powoli się zaludnia. Jak co weekend załoga w komplecie. Starszy syn siada przy komputerze. Zosia podchodzi, ciągle jeszcze ciekawa i chcąca uczestniczyć w codziennym życiu. Na ekranie komputera pokazujemy jej zdjęcia kwiatów i dzieci. Duże i kolorowe. Zosia grzecznie ogląda i szybko odchodzi. Szukamy komputerowej myszki. Pod biurkiem i między notatkami. Przed chwilą tu była. Zosia bardzo zajęta owijaniem czegoś w papierowe serwetki. „Babcia polubiła myszkę!”- nasi chłopcy mają talent dyplomatyczny po babci. Wymieniają się. Zosia oddaje myszkę w zamian za pudełko po zegarku. Chowa je do kieszeni swetra. Podaję obiad i siadamy razem. Mama dzisiaj je obiad samodzielnie. Jestem szczęśliwa. Patrzę na nich i myślę, że póki jest z nami Zosia – nasz rodzinny odgromnik nieszczęść - nic złego nie może nam się stać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz