wtorek, 18 lutego 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 20)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

Zosia została „Easy Rider”. Ja też jestem „Easy Rider”. Co prawda, nie mamy harleya, tylko wózek inwalidzki, ale etykietka swobodnego jeźdźca bardzo nam odpowiada. Spacery są dłuższe i ciekawsze. Zosia wolno idzie alejką a potem zręcznie sadzam ją na wózku i ruszamy w dalszą drogę. Mama z wózka nadal rozdaje łaskawe uśmiechy i swoje radosne „dzień dobry”. Czasami do tego dodaje jakiś nieoczekiwany komentarz. Lubi te przejażdżki. Mijamy w naszych codziennych spacerach te same osoby, kłaniają się nam starsze panie i młode mamy z dziećmi. Zabawny bioenergoterapeuta, który zwykle biega po głównej alejce, zatrzymuje się przy nas, coś mamrocze i kładzie dłonie nad głową Zosi. Ostatnio mama wzruszała ramionami na to jego lecznicze zaangażowanie. Jesteśmy na tym wózku określone i zaliczone do kategorii „okaż współczucie”, teraz otrzymujemy je bez trudu. Spacerując docieramy do miejsc, do których nie doszłybyśmy pieszo, bez wózka. Znalazłyśmy miejsce w lesie. Tylko naszą polanę, gdzie nikt nie przeszkadza. Pokazuję mamie konar o dziwnym kształcie, złocistego żuka na źdźble trawy i wszystkie cuda świata, jakie możemy na tej łące odkryć. Zatrzymujemy się czasami, wtedy czytam sobie i Zosi. Ostatnio „A lasy wiecznie śpiewają” T. Gulbranssena, ulubioną powieść mamy. Statek znowu się powiększył. Wymykamy się troszeczkę kapitanowi i to ja pchając wózek jestem motorem tej akcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz