wtorek, 18 lutego 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 16)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

Zosia jest chora. Pokaszluje, ma katar. Pewnie boli ją gardło. Ale tego nie wiem na pewno. Byłyśmy u pani doktor. Zosia pozwoliła się osłuchać, ale nie chciała pokazać gardła. Na wszelki wypadek dostaje antybiotyk. W domu mierzę jej temperaturę – 38,6. Leży w łóżku, bardzo cichutko. Kładę się na kanapie obok jej łóżka. Zosia śpi. Pod łóżkiem śpi pies. Pilnuje. Następnego dnia jest trochę gorzej. Bardzo ciężko oddycha, ale ciągle śpi. Do domu przyjeżdża pani doktor, osłuchuje mamę. Zapalenie oskrzeli. Oklepuję ją często. Poję, karmię bulionem. Nie chce jeść. Cały czas przysypia i kaszle. Śpimy w pokoju razem. Ja, pies, Zosia i kapitan A. Mają tajne porozumienie. Zosia nie odzywa się do mnie. Pytana jaki się czuje, w odpowiedzi zamyka oczy. Trwamy tak kilka dni i nocy. Kupuję pieluszki i podkłady. Trwam w jakimś opętańczym wirze. Zosia milczy, kaszle, śpi i śpi. Prowadzi gdzieś tam, w tym obok świecie, jakieś pertraktacje z kapitanem. Widzę to po niespokojnym ruchu rąk i kręceniu głową. Jakiś ranek. Zosia siada na łóżku i mówi głośno i wyraźnie: „Gdzie ja jestem?”. Trochę wygrane i trochę przegrane wracamy do życia. Przybył nam nowy mebel. Biała szafka na pieluszki. Coś zyskałyśmy i coś straciłyśmy. Siadam obok Zosi. Przy jej łóżku. Schudła. Jest drobniejsza i mniejsza. Trzymamy się za ręce. Pies śpi. Ma jakiś sen o bieganiu po łące, bo drgają mu łapy. Wzdychamy obie równocześnie. Potem ja się śmieje a Zosia mówi: „A idź już !”. Zasypiamy obie. Bez snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz