Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.
Zosia jest babcią. Od dawna. Ma trzech wnuków i
ani jednej wnuczki. Obydwaj moi synowie, są blisko, trzeci wnuk trochę
dalej, ale gotów na wezwanie. Najmłodszy akceptował babcię i jej chorobę
jako stan naturalny. Tak mi się wydawało do pewnego
momentu. Był wtedy w pierwszej klasie szkoły podstawowej i usłyszałam
jak rozmawiał z kolegą na temat wakacji. Tamten chłopiec spędzał je z
babcią. – Wiesz a moja babcia jest bardzo chora - powiedział mój syn.
Pomyślałam, że mój synek, podobnie jak my wszyscy coś stracił, ale też
coś zyskał. Utracił ten niepowtarzalny czas bycia rozpieszczanym i
zaopiekowanym przez babcię. Poczułam smutek, ale jednocześnie pewność,
że tolerancja nauczona niejako przez osmozę, to znakomity kapitał na
dorosłe jutro. Szczególnie, gdy usłyszałam jak dodał po chwili: - Ale
wiesz jak moja babcia świetnie rzuca piłką?
Zosia bardzo
lubi być przytulana, szczególnie przez wnuków. Zawsze uważnie słucha ich
tłumaczeń, co jest czym i dlaczego. Cieszy się z kwiatów, które
przynoszą. Niebezpiecznie robi się tylko w sąsiedztwie komputerów,
szczególnie gdy Zosia wędruje z kubeczkiem wody. Mimo wszystkich trudów,
wygrywamy ten czas. Jestem tego pewna a czasami nie. Jak wszystkiego i
zawsze.
Mam przed sobą zdjęcie mamy – młodziutkiej studentki
medycyny. Patrzy w obiektyw i nie wyobraża sobie, że będzie babcią.
Dzisiaj nie pamięta, że nią jest. Tak naprawdę to niczego nie zmienia.
Zostały uczucia. Trwają bez określonych przez życie ról. Na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz