wtorek, 4 marca 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 23)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

Zosia jest babcią. Od dawna. Ma trzech wnuków i ani jednej wnuczki. Obydwaj moi synowie, są blisko, trzeci wnuk trochę dalej, ale gotów na wezwanie. Najmłodszy akceptował babcię i jej chorobę jako stan naturalny. Tak mi się wydawało do pewnego momentu. Był wtedy w pierwszej klasie szkoły podstawowej i usłyszałam jak rozmawiał z kolegą na temat wakacji. Tamten chłopiec spędzał je z babcią. – Wiesz a moja babcia jest bardzo chora - powiedział mój syn. Pomyślałam, że mój synek, podobnie jak my wszyscy coś stracił, ale też coś zyskał. Utracił ten niepowtarzalny czas bycia rozpieszczanym i zaopiekowanym przez babcię. Poczułam smutek, ale jednocześnie pewność, że tolerancja nauczona niejako przez osmozę, to znakomity kapitał na dorosłe jutro. Szczególnie, gdy usłyszałam jak dodał po chwili: - Ale wiesz jak moja babcia świetnie rzuca piłką?
Zosia bardzo lubi być przytulana, szczególnie przez wnuków. Zawsze uważnie słucha ich tłumaczeń, co jest czym i dlaczego. Cieszy się z kwiatów, które przynoszą. Niebezpiecznie robi się tylko w sąsiedztwie komputerów, szczególnie gdy Zosia wędruje z kubeczkiem wody. Mimo wszystkich trudów, wygrywamy ten czas. Jestem tego pewna a czasami nie. Jak wszystkiego i zawsze.
Mam przed sobą zdjęcie mamy – młodziutkiej studentki medycyny. Patrzy w obiektyw i nie wyobraża sobie, że będzie babcią. Dzisiaj nie pamięta, że nią jest. Tak naprawdę to niczego nie zmienia. Zostały uczucia. Trwają bez określonych przez życie ról. Na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz