niedziela, 6 kwietnia 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 27)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

Mrówka nie wie, że ja istnieję. To było jedno z najważniejszych odkryć mojego dzieciństwa. Z mrówczej perspektywy nie istnieję. Będzie tak zawsze. Ta fascynująca nieuchronność sprawiła, że przez całe życie buduję swoje mikroświaty. Trochę jak mrówka. Od wewnątrz na zewnątrz. W mikroświatach buduję swoje życie. W jednym z nich mieszka moja mama. Mogę w pełni i bez reszty oddawać się pielęgnowaniu, rozmowom, wszystkim zatrzymującym ją zajęciom, bez lęku, że odbieram komuś czas. Najtrudniej przechodzić między tymi światami. Wtedy myślę o rzeczach najtrudniejszych, planuję. Zosia w czasie naszej podróży nauczyła mnie pokory i umiejętności innego odczuwania czasu. Wydłużamy go albo skracamy. Proste codzienne czynności są miernikami upływu godzin. Nie spieszymy się, bo tego nie potrzebujemy. W wolno płynącym czasie łatwiej dostrzegam najmniejsze radości i sukcesy. Dzisiejszy był taki, że Zosia samodzielnie odszukała wśród rozsypanych literek tę właściwą. Rozpoczynającą jej imię. Ciągu dalszego nie było, ale zrobiło się lepiej. Nikt o tym nie wie. I tak naprawdę trudno opowiedzieć, że świat jest lepszy, bo mama odnalazła literkę „Z”. Nie nową planetę, czy lekarstwo na raka, ale wyciętą z tektury literę „Z”. 
W naszym wspólnym życiu mama ma swój „obok-świat”. Nawet nie potrafię go sobie wyobrazić, bywa tam coraz częściej. Tam jest jej lepiej niż tu. A tu – czytamy właśnie „Pana Tadeusza”. Opowiadam o bohaterce poematu. – Widzisz, tu też jest Zosia. Ma takie samo imię jak ty! – Trudno. – mówi Zosia. Śmieję się i czytam dalej. Zosia kiwa głową do rytmu wiersza. Jeszcze kilka godzin do zmierzchu. To ocean czasu. Płyniemy przed siebie i mimo tego, że wiem, o nieodwracalności tej drogi, uspokaja mnie dobra prognoza pogody. Na dziś i jutro. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz