wtorek, 21 stycznia 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 1)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.
 
Rok 2000. Początek wieku. Dla mojej rodziny prognoza pogody na najbliższy czas była taka: trzęsienie ziemi, wulkany, sztormy, zaćmienie słońca i czasami krótki pobyt w spokojnej zatoce. Tego roku umarł mój brat, urodził się nasz syn, moja mama zachorowała na chorobę Alzheimera. To wszystko odbyło się w ciągu 11 miesięcy. A potem było lepiej lub gorzej. Wyruszyliśmy całą rodziną w podróż z moją mamą Zosią i… Alzheimerem. Bardzo często podróżowałyśmy we dwie, przez morze niepewności. Kapitanem był Alzheimer, mama pierwszym oficerem a ja czasami zbuntowanym majtkiem. Podróżujemy w dalszym ciągu. Już dziewięć lat. I jest to dziennik naszej podróży. Która trwa. Moja mama jest lekarzem. Była lekarzem. Jest lekarzem – powinnam ten fakt zapisać w czasie teraźniejszym. Wykonywała swój zawód z powołaniem. Najpierw była lekarzem, potem mamą i żoną. W takiej właśnie kolejności. Myślę, że powołanie do określonej roli, jaką się pełni w ciągu życia nie mija wraz z utratą możliwości pełnienia tej funkcji. Toteż moja mama jest.
Nie miałam świadomości choroby mamy. Mieszkałam w Poznaniu a mama na Mazurach. Odwiedzałyśmy się często. W czasie jednej z wizyt zdziwiłam się, przestraszyłam a potem serdecznie uśmiałyśmy się obie ze słoika dżemu schowanego w bieliźniarce. Powiedziała mi, że lubi zjeść coś słodkiego przed snem. Usprawiedliwiona. Zrozumiana. Przytulona.
Potem odwiedzałyśmy się wahadłowo, ja – mama, mama – ja. Trwało to aż do spaceru mamy nad jezioro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz