wtorek, 21 stycznia 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 3)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

Mama zamieszkała w Poznaniu. Blisko nas. Najważniejszym jej obowiązkiem było codzienne uzupełnianie zeszytu. Bardzo grubego. Zeszyt zawierał najważniejsze dla mamy informacje. Ma górze strony wypisywała rok, dzień i miesiąc, w trzech podzielonych na pory dnia rubrykach wpisywała nazwy lekarstw, które o tej porze przyjmowała. Całe swoje zawodowe życie wypisywała recepty i ta czynność dawała jej szansę. Zatrzymania. Uwielbiała swoje zeszyty. Stoją na półce. Jest ich kilkanaście. A każdy z niech to zapis postępu choroby, nierówne litery, pomylone daty, niedokończone nazwy lekarstw. Pisała z radością. I jakoś tak pogodnie upływały nam te dni. Wydawało mi się, że ta nasza rzeczywistość jest już oswojona. Plany i mapy nakreślone. Któregoś popołudnia zadzwoniła do mnie nowa sąsiadka mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz