wtorek, 21 stycznia 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 2)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

 Ważnym przedmiotem w naszym wspólnym życiu był telefon. Dzięki niemu mogłyśmy codziennie rozmawiać. Tego dnia zadzwoniłam do mamy, bo tak rozpoczynałyśmy dzień. Nie odebrała. Myślałam – jest w łazience, nie słyszy. Po godzinie spróbowałam znowu. Cisza. Dzwoniłam co dwadzieścia minut, z gdzieś blisko umiejscowionym przeczuciem, że coś się dzieje, cos się zaczyna. Nie nazwanego strachu, zawsze boję się najbardziej. O poszukiwanie mojej mamy poprosiłam bratową. Ewa znalazła ją siedzącą na ławce, w parku nad miejskim jeziorem. Rozwiązywała krzyżówki, czytała – przez 5 godzin !...
Myśleliśmy, że po prostu zaczytała się, uspokoiły nas samodzielnie zrobione kanapki i sok w torebce. Uciekł jej czas. Była na nas zła.
- Przecież wszystko jest w porządku, po co takie zamieszanie ? Właśnie chciałam iść do domu.
Po dwóch tygodniach mama przyjechała do Poznania na umówioną wizytę u neurologa. Zgodziła się bardzo niechętnie. To miała być rutynowa, uspokajająca rozmowa z wybitnym specjalistą w dziedzinie neurologii. Po półgodzinnym, przyjaznym badaniu padły słowa: zauważam u pani mamy pewne elementy choroby Alzheimera. Nie nazwany strach otrzymał imię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz