Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.
Zosia została „Easy Rider”. Ja też jestem
„Easy Rider”. Co prawda, nie mamy harleya, tylko wózek inwalidzki, ale
etykietka swobodnego jeźdźca bardzo nam odpowiada. Spacery są dłuższe i
ciekawsze. Zosia wolno idzie alejką a potem zręcznie sadzam
ją na wózku i ruszamy w dalszą drogę. Mama z wózka nadal rozdaje
łaskawe uśmiechy i swoje radosne „dzień dobry”. Czasami do tego dodaje
jakiś nieoczekiwany komentarz. Lubi te przejażdżki. Mijamy w naszych
codziennych spacerach te same osoby, kłaniają się nam starsze panie i
młode mamy z dziećmi. Zabawny bioenergoterapeuta, który zwykle biega po
głównej alejce, zatrzymuje się przy nas, coś mamrocze i kładzie dłonie
nad głową Zosi. Ostatnio mama wzruszała ramionami na to jego lecznicze
zaangażowanie. Jesteśmy na tym wózku określone i zaliczone do kategorii
„okaż współczucie”, teraz otrzymujemy je bez trudu. Spacerując docieramy
do miejsc, do których nie doszłybyśmy pieszo, bez wózka. Znalazłyśmy
miejsce w lesie. Tylko naszą polanę, gdzie nikt nie przeszkadza.
Pokazuję mamie konar o dziwnym kształcie, złocistego żuka na źdźble
trawy i wszystkie cuda świata, jakie możemy na tej łące odkryć.
Zatrzymujemy się czasami, wtedy czytam sobie i Zosi. Ostatnio „A lasy
wiecznie śpiewają” T. Gulbranssena, ulubioną powieść mamy. Statek znowu
się powiększył. Wymykamy się troszeczkę kapitanowi i to ja pchając wózek
jestem motorem tej akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz