Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.
Potrzebujemy głębokiego oddechu. Wychodzimy na
spacer. Zosia wolniej chodzi i szybciej się męczy. Częściej siadamy na
leśnych ławeczkach. Teraz tylko ja opowiadam, Zosia słucha. Ale uważnie
obserwuje spacerowe alejki. Mówi wszystkim przechodniom
„dzień dobry”. Z uśmiechem. Jest pewna, że z uśmiechem jej odpowiedzą.
Czasami się udaje. Myślę na tej leśnej ławeczce o tym długim czasie za
nami, Zosią nie szarpią już złe emocje, minęłyśmy już czas burz i
sztormów. Żal, że nie wpływamy już do spokojnych miejsc, na miłe
pogaduszki. Mama przytula się częściej i coraz mniej mówi. Uśmiecha się,
ale nie śmieje się głośno. Słucha, ale odpowiada tylko krótkimi
zdaniami. Zostawiłyśmy za sobą część naszych zajęć i rozrywek.
Wyrzuciłyśmy już za burtę, jak zbędny balast, wyprawy do opery i na
koncerty. Muzyka pozostała tylko w domu. Gimnastykujemy się w jej
rytmie, oglądamy albumy z obrazami i zdjęciami, dotykamy kolorowych
kawałków tkanin, o różnej fakturze. Zosia bardzo lubi układać je w
pudełkach, zamykać wieczka i odkładać na bok. Pozostały spacery, moje
monologi, śpiewane piosenki i Zosine „dzień dobry” i „dziękuję”. Brakuje
mi „tirli-tirli”, zostało gdzieś za nami.
Tu na zewnątrz, na
spacerowych ścieżkach, mam czas zobaczyć, że płyniemy szybciej a nasz
statek stał się bardzo mały. Wiem, że dużo jeszcze posiadamy, wszystkie
uczucia i dobre myśli. Nasze wspólne bycie razem. Jesteśmy zespolone w
ratowaniu dawnego „ja” mojej mamy. Próbuję dociec jak ona teraz widzi
świat. Godzę się z utratą kolejnych zachowań, to mnie uczy pokory. Nasza
podróż, zmusza do częstszego patrzenia w oczy mojej mamy, odgadywania
jej emocji. Paradoksalnie jestem pewniejsza na tym etapie podróży. Jest
spokojniej, ale nie nudno. Przewidywalnie, ale nie smutno. Ciągle mamy
plany. I niezmiennie zaskakujemy kapitana. Na jutro planujemy jeszcze
dłuższy spacer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz