środa, 5 lutego 2014

"Tirli - tirli czyli ja, Zosia i Alzheimer" (odc. 13)

Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.

 Powinnam zaprowadzić Zosię do kardiologa. Trochę zwlekam, ale dni tak szybko mijają. W końcu załatwiam wizytę. Niedaleko. Znalazłam już wcześniej (rozpytując i sondując) panią doktor, której mama też jest chora na chorobę Alzheimera. Znamy też dermatologa i dentystę, którzy rozumieją problem. Zmieniłyśmy lekarza rodzinnego. To wszystko po to, żeby ocalić godność. To mogę ofiarować mojej mamie bez wielkiego wysiłku. Odpadają tłumaczenia, nie ma pełnych politowania spojrzeń. Nikt na nas nie fuka i nie ponagla do wyjścia. Dziś badamy serce. Miło jest u pani doktor. Zosia, która była przez całą drogę niespokojna, teraz cichnie. Pani doktor wolno tłumaczy. Zosia patrzy jasnym okiem. Pozwala sobie zrobić EKG. Asystuje przy wypisywaniu recepty. Po wyjściu z gabinetu oznajmia w rejestracji: „I teraz już wszystko dobrze”. Idziemy wolniutko. Po drodze pytam Zosię, gdzie mieszka. Sprytnie odpowiada; „W domu”. – „A którędy musimy tam pójść?”. Tego nie wie i trzyma mnie mocno pod rękę. Wskazuje kolejne domy i pyta, czy to tu. Przechodzimy obok placu zabaw i Zosia poznaje swój dom. Wskazuje ręką i mówi: „Na pewno tu”. Cieszymy się obie jak po zdanej maturze. Prędko mówi: „To już chodźmy ty…ty…ty…” – „Małgosiu” – dopowiadam. – „Przecież wiem!”. Zosia dzisiaj jest na mostku kapitańskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz