Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.
Powinnam zaprowadzić Zosię do kardiologa.
Trochę zwlekam, ale dni tak szybko mijają. W końcu załatwiam wizytę.
Niedaleko. Znalazłam już wcześniej (rozpytując i sondując) panią doktor,
której mama też jest chora na chorobę Alzheimera. Znamy też
dermatologa i dentystę, którzy rozumieją problem. Zmieniłyśmy lekarza
rodzinnego. To wszystko po to, żeby ocalić godność. To mogę ofiarować
mojej mamie bez wielkiego wysiłku. Odpadają tłumaczenia, nie ma pełnych
politowania spojrzeń. Nikt na nas nie fuka i nie ponagla do wyjścia.
Dziś badamy serce. Miło jest u pani doktor. Zosia, która była przez całą
drogę niespokojna, teraz cichnie. Pani doktor wolno tłumaczy. Zosia
patrzy jasnym okiem. Pozwala sobie zrobić EKG. Asystuje przy wypisywaniu
recepty. Po wyjściu z gabinetu oznajmia w rejestracji: „I teraz już
wszystko dobrze”. Idziemy wolniutko. Po drodze pytam Zosię, gdzie
mieszka. Sprytnie odpowiada; „W domu”. – „A którędy musimy tam pójść?”.
Tego nie wie i trzyma mnie mocno pod rękę. Wskazuje kolejne domy i pyta,
czy to tu. Przechodzimy obok placu zabaw i Zosia poznaje swój dom.
Wskazuje ręką i mówi: „Na pewno tu”. Cieszymy się obie jak po zdanej
maturze. Prędko mówi: „To już chodźmy ty…ty…ty…” – „Małgosiu” –
dopowiadam. – „Przecież wiem!”. Zosia dzisiaj jest na mostku
kapitańskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz