Tekst pochodzi ze strony: https://www.facebook.com/pages/Munus-kreatywni-opiekunowie/246620932166771 i jest publikowany za zgodą autorki.
Ważnym przedmiotem w naszym wspólnym życiu był
telefon. Dzięki niemu mogłyśmy codziennie rozmawiać. Tego dnia
zadzwoniłam do mamy, bo tak rozpoczynałyśmy dzień. Nie odebrała.
Myślałam – jest w łazience, nie słyszy. Po godzinie spróbowałam znowu.
Cisza. Dzwoniłam co dwadzieścia minut, z gdzieś blisko umiejscowionym
przeczuciem, że coś się dzieje, cos się zaczyna. Nie nazwanego strachu,
zawsze boję się najbardziej. O poszukiwanie mojej mamy poprosiłam
bratową. Ewa znalazła ją siedzącą na ławce, w parku nad miejskim
jeziorem. Rozwiązywała krzyżówki, czytała – przez 5 godzin !...
Myśleliśmy, że po prostu zaczytała się, uspokoiły nas samodzielnie
zrobione kanapki i sok w torebce. Uciekł jej czas. Była na nas zła.
- Przecież wszystko jest w porządku, po co takie zamieszanie ? Właśnie chciałam iść do domu.
Po dwóch tygodniach mama przyjechała do Poznania na umówioną wizytę u
neurologa. Zgodziła się bardzo niechętnie. To miała być rutynowa,
uspokajająca rozmowa z wybitnym specjalistą w dziedzinie neurologii. Po
półgodzinnym, przyjaznym badaniu padły słowa: zauważam u pani mamy pewne
elementy choroby Alzheimera. Nie nazwany strach otrzymał imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz